piątek, 29 sierpnia 2014

Odcinek 9: Stres konkursowy

Czekaliście 2 dni i się doczekaliście. Kolejny odcinek opowiadania z monologiem i rozterkami naszej kochanej Anny. Przepraszam, że taki krótki, ale cóż... Nie było już pomysłu na kombinowanie z przemyśleniami Ani. Ale nie smućcie się. Jutro powinien pojawić się kolejny, ale dłuższy odcinek. I to już będzie TEN odcinek. Tak więc trzymajcie się cieplutko, czytajcie i komentujcie. 

No i nadszedł wreszcie ten upragniony dzień. Jednak jeszcze nie jest po konkursie. Piszę jakoś tak przed. Jestem w wielkim stresie i muszę się go jakoś pozbyć, a pisanie mi w tym pomaga. Jakoś wolę teraz swoje uczucia przelać na papier, zamiast zacząć pisać kolejny odcinek jakiegoś opowiadania z serii wilkołak w puszczy. To jest chyba zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Przynajmniej mogę napisać, co mnie boli i sobie jakoś ulżyć. Taki sposób na odstresowanie? Chyba tak. Oby zadziałało, bo w innym wypadku chyba zaraz sobie coś zrobię. Rany… Jeszcze nigdy taki stres mnie nie dopadł. Chyba. Nie przypominam sobie w każdym bądź razie nic w tym stylu. W moim życiu miałam przecież kilka takich stresujących akcji, ale chyba jeszcze niczym nie przejmowałam się jak tym konkursem. Tutaj zaraz ducha wyzionę. Serio! A przecież jeszcze zostało 5 godzin i 3 minuty do rozpoczęcia konkursu. Czy to możliwe, abym się tak czuła już tyle godzin przed? Masakra jakaś. Zaraz chyba zacznę płakać, a przecież nie płaczę zbyt często. W ogóle co to ma być, że płakać mi się chce z powodu jakiegoś durnego konkursu, o który nawet się nie prosiłam? Powinno mi to zwisać. No a jednak. Zaczęło mi chyba zależeć. Głupie to.
Jak na razie dzisiaj nie wydarzyło się nic szczególnego. No prócz tego, że z Lee ogarniałyśmy mój ubiór. W końcu w wytartych spodniach i w zbyt wyciągniętym swetrze wystąpić nie powinnam. W sumie to byłoby jak jakieś strzelenie samobója i to na samym wstępie. Przecież wiadomo, że tam będą siedzieć jakieś bufony i patrzeć na to jak wyglądam. Ufff… Wdech i wydech, wdech i wydech. Ok. Przeszło. Znów czuję się w miarę dobrze. O ile w miarę dobrze można nazwać mój stan trzęsawicy i głębszego o kilkakroć oddechu. Och tak. Teraz tak właśnie u mnie to wygląda. Stąd moje brzydkie pismo również. No ale i tak wiem, że potrafisz to odczytać. Ty odczytasz wszystko i zostawisz dla samego siebie.
Po kilku dłuższych godzinach i przekopywaniu mojej malutkiej szafy z ubraniami stwierdziłyśmy, że właściwie nic odpowiedniego tutaj to ja nie mam. Przykre, ale prawdziwe. Będę musiała wyglądać tak jak zawsze, czyli jakoś tak nieszczególnie, a chciałabym chociaż raz się dopasować i nie wyróżniać. Tylko po to, aby mieć jakąkolwiek szansę. Jak na razie wszystko zapowiada się dość marnie. Eh… Znowu ta blondyna Amelia ze mną wygra, a potem będzie się tym strasznie pyszyć. Inne zachowanie byłoby nie w jej stylu. No cóż… Smutne, acz prawdziwe. Jak ma powody to zawsze zrobi wszystko, aby mi dokopać. To będzie idealne jej zwycięstwo. Wiem. Powinnam wierzyć w to, że jakimś cudem mi się uda. Lee, Mia i Nadia twierdzą, że pokonam ją bez żadnego problemu i bez większych starań, jednak ja wiem, że nigdy nie jest tak pięknie. Amelia potrafi śpiewać i w dodatku potrafi się zaprezentować. Zbyt wiele lekcji śpiewu ma za sobą, gdyż dla jej matki to było ważne. Sama chciałabym mieć tak jak ona. Jednak… może niekoniecznie. Dlaczego? Stałabym się tak samo egoistyczna jak ona. Nic nie dzieje się w naszym życiu bez powodu i zawsze na nas w jakiś sposób wpływa zmieniając całkowicie nasz charakter. Nawet najmniejsza i najgłupsza rzecz. Trzeba się z tym pogodzić. Nigdy nie będę w stanie uzyskać wiele. Mój pesymizm przedkonkursowy się włączył. Oby się teraz tak samo szybko wyłączył.
Stanęło ogółem na tym, że wystąpię w liljowej bluzie z długimi rękawami z kapturem oraz w jasnych jeansach z przetartym jednym kolanem. Wyglądałam w tym dosyć zdatnie, więc aż tak źle chyba nie będzie. Jednak i tak chyba lekki wstyd mnie złapie. No cóż… Nie miałam w czym chodzić innym, więc to musi starczyć. Staram się teraz liczyć na swój wokal. Wszak od niego zależy najwięcej, ale boję się, że nie podobał. Boję się, że w pewnym momencie się zatnę i nie będę w stanie zaśpiewać nic dalej. Albo, że zapomnę słów. O to przecież nie trudno w przypływie stresu. Wielu tak ma. U mnie też to może się pojawić. Tyle obaw przemyka mi przez myśl, że aż strach w ogóle udać się do tego parku. A no tak. Nie napisałam, że to wszystko będzie działo się w parku. I to właśnie tym moim ulubionym. Więc cudownie. Nie tylko te jury wybierające będzie tam, ale także jacyś obcy, nieznani mi ludzie, a ja będę musiała śpiewać jakby tam nikogo nie było. Nosz pięknie. Nie dość, że sam fakt śpiewania dla kilku osób sprawia mi problem, to jeszcze nagle będzie ich o wiele, wiele więcej. Ja tam chyba za zawał zejdę. Może właśnie na tym im zależy? Na mojej śmierci tak przed publiką? Taka dziwna zmowa osób wyższych. Coś w tym musi być. No musi po prostu.
O dziwo tyle już napisałam, a nadal czuję się tak samo źle jak przedtem. Może jednak nie tędy droga? Może czas zająć się czymś innym niż tylko pisanie? Może rysunek? O tak. Może to byłoby w stanie jakoś zapobiec temu stresowi. Coś czuję, że herbata melisa by mi się przydała. Niby pomaga na stres. Nadia czasami posiada taką herbatę, chociaż sama nie pija takowych. No chyba, że zimną. No ale co to jest za radość picia zimnej herbaty? No właśnie sama nie wiem. Ja bym wolała zdecydowanie cieplejszą jej wersję. Chociaż czasami zdarzało mi się zwykłe herbaty pić chłodne, gdyż się spóźniałam na śniadania u nas w ośrodku.

Jak na razie muszę jakoś wytrzymać w tym stresie. Jeżeli przeżyję, napiszę znowu. I to z głębokimi relacjami odnośnie tego konkursu. Wszak to już za 4 godziny i 22 minuty. Uff… Czas odliczać dalej. Aż do zera. Wiadomo, że najpierw jednak muszę stąd wyjść i udać się do tego parku. W końcu tutaj mnie nie przesłuchają. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz