niedziela, 31 sierpnia 2014

Odcinek 10: Ten pamiętny dzień

No i nieco spóźniony odcinek, ale chyba najważniejsze, że jest prawda? I to mam nadzieję, że on Was zadowoli. Liczę na to, bo w końcu trochę zajął mi czasu, a w dodatku postarałam się, aby i długością był w stanie Wam się przypodobać. Jak widzicie u mnie i krótkie i dłuższe się trafiają. W zależności od wydarzeń. A teraz nie przedłużając zapraszam do czytania. No i komentowania. 

No i już po. Konkurs dobiegł końca, a wyniki są już wszystkim wszem i wobec znane. Czy jest się czym cieszyć? Chyba tak. Jednak… Ja i tak czuję niedosyt. Dlaczego? A to chyba opiszę najpierw powolutku. W końcu po co zaczynać coś od końca? No właśnie. Trzeba z wszystkim iść stopniowo, więc zaczynam opowiastkę z dnia dzisiejszego.
Konkurs obyć się miał w parku, tak jak pisałam o tym wcześniej i właśnie tam się wybraliśmy. Byłam właśnie tak ubrana jak ustaliłam wcześniej z Lee. Zanim jednak weszłyśmy do mojego ukochanego parku spotkałyśmy Mię oraz Nadię. Czekały na nas. Chciały mnie wspierać w tym dniu. Miło z ich strony, bo stres miałam naprawdę ogromny, chociaż wiem, że niepotrzebnie. No ale przecież jeszcze nigdy nie brałam w czymś takim udział, więc musiałam jakoś reagować w taki oto sposób. Nie byłam z tym obyta.
Dziewczyny od razu próbowały zmieniać jakoś temat, abym nie myślała o tym, co niebawem mnie czeka. Nie za wiele to dawało. Pamiętam, że cały czas myślałam tylko o jednym – Jak nie zrobić z siebie idiotki przed tyloma ludźmi? Tak. Tylko to było mi w głowie. Zdawało mi się nawet, że zapomniałam całkowicie tekstu piosenki i dostawałam typowej nerwówki. Nie było najlepiej. Bałam się, że niebawem okaże się, że Amelia jest ode mnie lepsza, a ja nawet nie jestem w stanie nadać się, aby wylizać jej buty. Tak. Upokarzałam siebie w każdej mej myśli. Tak to jest jak ma się szansę, ale wie się, że nie da się jej w pełni wykorzystać. A mi po prostu zaczęło w końcu zależeć pomimo tego, że zostałam wręcz do tego zmuszona. No ale przecież śpiew od zawsze był moim marzeniem, którego nie potrafiłam jak dotąd spełnić. No tylko dla samej siebie. Byłam w tym za słaba.
Weszłyśmy w czwórkę do owego parku i od razu zaczęłyśmy powolnie przemierzać alejki, aby dotrzeć do tego głównego miejsca, gdzie wszystko miało się zacząć. Coraz większe przerażenie mnie ogarniało. Wszak za godzinę miała nadejść moja klęska, bo na chwałę nie miałam co liczyć. Wiem to i wiedziałam to od samego początku.
Stając nagle przed tym tłumem ludzi, który przyszedł na podziwianie wokali, dostrzegłam napuszoną landrynkę, czyli Amelię Berckers. Stała i patrzyła na mnie z wrednym uśmieszkiem, aby za chwilę do mnie podejść i oczywiście spróbować dokopać.
- Jak zwykle nosisz na sobie szmaty. Ubrałabyś się czasem odpowiednio do sytuacji, a nie… No tak. Wolisz zrobić z siebie idiotkę. – zaśmiała się na koniec odrzucając do tyłu swój blond pukiel włosów.
Wyglądała pięknie. Pasowała do tego miejsca i tego całego konkursu w przeciwieństwie do mnie. Ja tutaj odstawałam od normy, ale wcale nie w pozytywnym znaczeniu. Odpowiedziałam jej milczeniem tak jakbym właśnie się do wszystkiego przyznała, do tego, że jestem od niej gorsza. Przyjęłam jakoś dziwnym trafem postawę Lee. W końcu Lee się tak właśnie zachowywała. Co też stres potrafi zrobić z człowiekiem… Nie poznawałam siebie wcale w tej chwili.Nikt mnie nie poznawał. Nawet dziewczyny spojrzały na mnie dziwnym wzrokiem. Zupełnie jakby w tej chwili widziały nie mnie, ale jakiegoś ufoludka bez własnego zdania. Nawet Lee była w szoku. W jeszcze większym Amelia. Tych wyrazów twarzy się nie da zapomnieć. Po prostu się nie da.
- Aż niemożliwe. Milczysz. Czyli jednak już taka twarda to nie jesteś. Zniszczę Ciebie dzisiaj. Nie sądziłam, że to będzie takie proste. – była wręcz uradowana tym, że nie odszczekałam się jej jak kiedyś.
Zacisnęłam tylko delikatnie swoją dłoń w pięść. Miałam coś powiedzieć, ale jakby znowu mój zmysł mówienia zanikł bezpowrotnie.
- Och zamknij się, bo aż żal Ciebie słuchać. – wyprzedziła mnie Mia, moja obrończyni praw uciśnionych.
Niepotrzebnie się odzywała w tym momencie, gdyż mogła tym tylko wszystko zaognić, a w dodatku pokazała, że jestem słaba. Tak. Poczułam się wtedy tak jakbym straciła nagle swoją moc. Ona stawała w mej obronie, a z Amelią zawsze radziłam sobie sama. W owej chwili poczułam wzbierający we mnie wstyd. Nigdy więcej żadnych konkursów.
- Stoisz za tym wyrzutkiem społecznym? Jaka zabawna z Ciebie istota. Anastasia potrzebuje swojego rycerzyka w Twoim wydaniu. Załatw sobie jeszcze konika i będzie jak z bajki. – coraz bardziej zaczęła robić sobie z nas polewkę.
Mia znowu chciała się rzucić na Berckersównę, ale w ostatniej chwili złapałam ją za nadgarstek. Gdyby nie to, z pewnością znowu by jej coś zrobiła. Od tej pory kiedy Amelia wspomniała o kocie i dostała za to w twarz, Mia nie była dla niej już taka olewcza. Wystarczył jeden drobny impuls, a była w stanie rzucić się na nią i po prostu ją zabić. I to nawet przy tylu świadkach. Kilka osób nawet na nas teraz zwróciło swoją uwagę. Tak mi się wydaje przynajmniej, a może tylko sobie to w tej chwili dopowiedziałam? Tak szybko się to wszystko działo. Nie tylko ja trzymałam blondynkę naszą, ale także Nadia wiele pomogła. Miała parę w rękach. Za to Lee stała nie wiedząc jak się zachować, aby po chwili wpaść na bardzo „inteligentny” sposób na uspokojenie nas wszystkich. Myślała chyba, że swoją gadaniną coś zmieni. Nie w tym przypadku. Przecież wiadomo, że takie rzeczy nie działają najlepiej.
Wtedy chyba ktoś zawołał Amelię. Nie pamiętam dokładnie kto i co powiedział, więc zmyślać w tym momencie nie będę. To była właśnie chwila Berckersówny. Konkurs się rozpoczął, a ona była jedną z pierwszych osób występujących. Starałam się jej nie słuchać, ale jej aksamitny głos jakoś i tak dochodził do moich uszu. Była dobra. Za dobra. No ale… jednak dostrzegałam w tym jakąś sztuczność i wielką pychę. To już mi nie pasowało. No ale cóż… To mogło być w sumie tylko moje zdanie. Inni mogli być zadowoleni.
Chwilę przed moim występem zostałam sama. Dziewczyny nie mogły wejść za kulisy. Musiałam iść tam sama. Przed wejściem dostrzegłam znowu Pana w blond włosach, czyli Shona. Uśmiechał się do mnie. Był taki zadowolony z tego, że mnie widzi. Jednak chyba i w też jakby zły i zawiedziony w jednym. Nie wiedziałam o co chodzi, a moje spekulacje jakoś chwilowo nie chciały wcale dać o sobie znać.
- Hej ślicznoto. Chciałem życzyć Ci powodzenia i spytać dlaczego nie odezwałaś się do mnie. – wypadło od razu z jego ust, gdy znalazłam się bliżej niego.
- Em… Powiem Ci potem. I dzięki. – załatwiłam sprawę szybko nie wyjaśniając nic.
Byłam zestresowana. I to strasznie zestresowana. Wejść na scenę chciałam jak najszybciej i mieć to już za sobą. Wiedziałam, że to będzie dla mnie ciężkim przeżyciem i wolałam już o tym zapomnieć, a nie dopiero mieć to wszystko przed sobą.
Weszłam do środka zostawiając go samego sobie w tej chwili. Nie myślałam wtedy, czy dobrze robię. Teraz w sumie sama nie wiem nic.
Była moja kolej. Ledwo weszłam tam. Pewnie nawet to przerażenie było po mnie widać. Stanęłam tam przed wszystkimi nie wiedząc, co teraz zrobić. Ludzie mi się przyglądali. Szczególnie Ci z jury oceniającego. Patrzyłam na nich, a oni na mnie i to jakoś tak dziwnie. Nie czułam nic pozytywnego. Zaczęli jakąś gadkę do mnie na rozluźnienie. Tak, żeby stres nieco mi minął. Nie pomogło wcale. Nadal się bałam. Jednak musiałam już zaczynać. Nadszedł czas mojego śpiewu. Przymknęłam swoje oczy, aby lepiej się skupić. Z początku mój śpiew był delikatny, prawie niesłyszalny. Nie. To nie wynikało z tego, że tak miało być, tylko z tego, że tak się bałam strasznie. Moje przerażenie ujawniło się teraz w formie mego wokalu. Dopiero po pewnym czasie się nieco rozluźniłam. Kiedy? Gdy zaczęłam coraz bardziej wczuwać się w słowa piosenki, którą sama sobie wybrałam.

Pytają wszyscy - skąd jesteś i co robisz
To im wystarczy, że imię jakieś masz
Nie próbuj opowiadać i mówić im o sobie,
Bo zamiast Ciebie oni widzą twarz

Myślałam wtedy, że nie ma na co czekać
Czas szybko mija, a życie jedno jest
To nie był łatwy gest, mówili, że uciekam
Z biletem w dłoni, w jedną stronę rejs

Refren:

Co dzień ta sama zabawa się zaczyna
I przypomina dziecinne Twoje sny
Chcesz rozbić taflę szkła, a ona się ugina
I tam są wszyscy, a na przeciw Ty
Chcesz rozbić taflę szkła, a ona się ugina
I tam są wszyscy, a na przeciw... Ty

Zostałam sama, więc piszę długie listy
Pieniędzy nie mam, zbyt mało jeszcze wiem
Poznaję dużo słów, rozumiem prawie wszystko
A świat wygląda, jakby był za szkłem

Gdy obojetni mijają mnie przechodnie
Próbuję wierzyć, że przetrze się ta mgła,
Że będę mogła znów naprawdę czegoś dotknąć
I cud się stanie - zniknie tafla szkła

Refren:

Co dzień ta sama zabawa się zaczyna
I przypomina dziecinne Twoje sny
Chcesz rozbić taflę szkła, a ona się ugina
I tam są wszyscy, a na przeciw Ty
Chcesz rozbić taflę szkła, a ona się ugina
I tam są wszyscy, a na przeciw... Ty

Jak zwykle na sam koniec dali pochwałkę, że było dobrze itp. itd. Nie pamiętałam tego w sumie, ale dziewczyny mi to uświadomiły, gdy wreszcie ledwo oddychając zeszłam do nich. Shona nie widziałam w tej chwili wcale. Mieliśmy pogadać. Chociaż w sumie… No lepiej, że jednak nie pogadaliśmy wtedy. Jeszcze bym przy nim zemdlała, gdyby ta rozmowa była prowadzona na stojaka. Tak. Musiałam usiąść. Szybko usiąść. Jakaś ławeczka okazała się w tamtym momencie bardzo przydatna. Teraz pozostało mi czekanie na wykonanie utworów wszystkich pozostałych uczestników, bo troszkę nas było. Czekanie to okazało się dla mnie niemiłosierne i wszystko mi się dłużyło. Nie potrafiłam się wyluzować. Zazdrościłam Nadii i Mii, że one tak potrafiły. Wszystko jakoś tak przychodziło tej dwójce łatwiej i spokojniej. Ja musiałam się wszystkim przejmować trzykrotnie mocniej. Ach te cholerne geny. Nie mogłam dostać czegoś innego?
Nadeszły w końcu wyniki. I zgadnij kto wygrał? Nie. Nie ja. Amelia. Amelia zyskała wszystko. Ja też coś dostałam, ale to jedynie wyróżnienie. Chociaż chyba dobre i to? Jednak i tak wiem, że Berckersówna mi nie odpuści teraz. Wszak miała się czym teraz szczycić. Udowodniła mi swoją lepszość w tym przypadku, chociaż Nadia stwierdziła, że nie można tutaj mierzyć tych dwóch miejsc ani głosów, bo to tak jakby porównać chleb i sok pomarańczowy. To miło, że spróbowała mnie tym pocieszyć. Trochę nawet jej się udało. Byłam jej wdzięczna za te słowa otuchy. Potrzebowałam ich.
Wtedy znowu znalazł mnie Shon. Podszedł do mnie i bez żadnego słowa przytulił mnie od tyłu. Prawie dostał za to w twarz, bo mnie wystraszył czubek jeden. W ogóle co to za spoufalanie się ze mną? Nie lubię czegoś takiego. Już za to powinien oberwać dość mocno. Tak. Anna Anastasia wszystkich by lała. Taka już po prostu jestem.
- Nie przejmuj się. Dla mnie byłaś najlepsza. – wyszeptał do mnie.
Wyrwałam się od razu z jego objęć i stanęłam z boku. Znowu nasze oczy się napotkały, a on był jakoś tak zaskoczony moim zachowaniem. Nie spodziewał się czegoś takiego.
- Nie przejmuję się. To nic takiego. – odpowiedziałam od razu masując swoją szyję i robiąc butem dziurę w ziemi.
Czasami tak też się zachowywałam. To był mój sposób na jakieś takie zażenowanie. Patrzyłam jakoś tak smutnie, gdyż naprawdę miałam nadzieję, że może jednak zyskam jakąś przewagę w tym nad nią. Marzenia takie złudne niestety się nie spełniają. Żadne. Wtedy on do mnie podszedł i ujął w swoją dłoń mój podbródek, przez co musiałam na niego spojrzeć. Moje źrenice się rozszerzyły, a oczy miałam chyba jak 5 zł.
- Przecież widzę, że Ci smutno. Jednak i tak udało Ci się daleko zajść. Powinnaś częściej brać udział w takich konkursach. – jego głos brzmiał jak miód dla moich uszu.
Tylko fakt, że przerażał mnie swoim zachowaniem, sprawiał, że chciałam jak najszybciej stąd zniknąć. Znowu stanęłam dalej od niego.
Wtedy pojawiła się ona, Amelia. Była cała w skowronkach. Obydwoje zwróciliśmy na nią swoją uwagę. Wariowała. Istne szaleństwo. Taka była szczęśliwa. Tylko pytanie czy dlatego, że zdobyła pierwsze miejsce, czy dlatego, że stała nade mną? Znowu chciała mi dopiec. Zaskakujące były kolejne wydarzenia jednak.
- I co? Mówiłam, że ze mną nie wygrasz, bo jestem lepsza. – była cała uhahana.
- Wcale, że nie jesteś. – odpowiedział Shon do niej, co było dla mnie strasznym zaskoczeniem. – Jesteś głupią blondynką i tyle.
Sama nie wiem czy bardziej zadziwiona byłam ja czy może jednak Panna Berckers.
Chłopak szybko pociągnął mnie w stronę wyjścia z parku bez żadnego wyjaśnienia. Dopiero kawałek idąc tak z nim zauważyłam, że dziewczyny idą za nami, ale udając, że nie przeszkadza im to, że idę z tym Shonem. No tak. Nie chciały nam przeszkadzać. Wyjaśniłam mu też, dlaczego się do niego nie odezwałam. Był mocno zaskoczony, ale jednak przyjął to do wiadomości. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Powiedział, że sam po mnie tutaj przyjdzie. Aż się boję.

A teraz czas już iść spać, bo zaraz zaczną mnie przeklinać za nocne palenie światła bez sensu w pokoju. Dobranoc mój drogi i czekaj na kolejną serię informacji. 

4 komentarze:

  1. zostałaś nominowana na http://niesmiertelny-czlowiek.blogspot.com/p/lba.html
    PS. BOSKI BLOG !

    OdpowiedzUsuń
  2. Puenta najlepsza! Czekam na więcej, Tato! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję córko nr 2 xD Pozdrów zięciową xD

      Usuń