niedziela, 31 sierpnia 2014

1000 wyświetleń

1000 wyświetleń


1000 wyświetleń już za nami. Jest mi bardzo miło z tego powodu, bo w końcu niedawno dopiero było te magiczne 666. Postaram się nadal spełniać Wasze wymagania odnośnie tego opowiadania i mam nadzieję, że nadal będziecie tutaj chętnie zaglądać. Jednak jakaś nagroda dla Was musi być. Otóż jeżeli macie do mnie jakieś pytania, śmiało możecie mi je pod tym postem zadać, a ja przy poście na 2000 wyświetleń chętnie Wam udzielę na nie odpowiedzi. Do tego jeżeli macie jakieś swoje propozycje odnośnie odcinków, też możecie je tutaj podać, a być może nawet zechcę je wykorzystać w przyszłych postach. Może być zabawnie. No i informuję, że kolejny odcinek pojawi się albo dzisiaj, albo jutro. Tak. Nie został jeszcze napisany, ale i tak zapowiada się w mojej głowie dość ciekawie.

Liebster Blog Awards vel 2

Czas na kolejne odpowiedzi do nominacji do Liebster Blog Awards. To już moja druga, a widzę, że jeszcze trzecia chowa się gdzieś w komentarzach. Jest mi bardzo miło, że tyle tego otrzymuję. Uwielbiam odpowiadać na takie pytania. No może bardziej wielbię pisanie odcinków. xD Tym razem druga nominacja przyszła do mnie od Gabsone Nene z bloga: http://nowa-w-hogwarcie.blogspot.com/


O co w tym chodzi?

Nominacja do Liebster Awards jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym ) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga który cię nominował.


Pytania od Gabsone Nene i moje odpowiedzi:

1. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Pisać, śpiewać, tańczyć, rysować, bawić się z moją Miyashi, siedzieć na forum i męczyć ludzi moimi wymysłami. Ogółem jest tego strasznie dużo, ale czasu aż tak nazbyt wiele to niestety nie ma. Na pewno nie lubię siedzieć w miejscu.

2. Lubisz rudych ludzi XD?
Nie lubię, bo ja ich wręcz kocham *.*

3. Najśmieszniejszy cytat z książki?
Za wiele mi się podoba, aby wybrać tylko jeden. Najlepsze jednak są w HP

4. Dlaczego Sean Bean ginie praktycznie w każdym filmie/serialu?
Nie mam zielonego pojęcia, ale nadal w GoT ubolewam nad tym.

5. Jak twoje dzieci będą miały na imię?
Tego pytania wręcz oczekiwałam. Czas na moją listę: Córka o rudych włosach: Anna Anastasia. Córka o blond włosach: Lily Lilith. Synowie: Sebastian Alan i Maximilian Kajetan. Uwielbiam zagraniczne imiona i specjalnie chyba wyjadę gdzieś za granicę, aby bez problemu takie imiona nadać moim dzieciom. 

6. Ulubiona książkowa para? Może być też z Fanfiction.
Ulubiona para hmm… to wybieram z fanfictiona coś, czyli Snape i Hermiona.

7. Niespełnione marzenie?
Bycie weterynarzem. Jestem zbyt wrażliwa, aby kiedykolwiek móc pracować w takim zawodzie. Popadłabym chyba w jakąś chorobę psychiczną, gdyby jakieś zwierzątko zmarło pomimo mej pomocy (wiem, co to znaczy, bo przeżyłam coś takiego 3 razy i mój stan był prawie na wykończeniu).

8. Ulubiony superbohater?
Moim superbohaterem jest Snape z HP. Wykazał się ogromną odwagą i takimi cechami charakteru, jakie są dla mnie ważne.

9. Najgorsza ekranizacja książki świata to...?
Ciężko określić. W sumie to zarówno i książki jak i filmy mają w sobie coś niezwykłego i ciężko tutaj wybrać, co było najgorsze. Dlatego po prostu napiszę, że takowej nie ma w moim przypadku.

10. Czy chciałabyś, żeby te wakacje trwały jeszcze dłużej?
Jest to mi totalnie obojętne. Szkołę mam tylko na weekendy co dwa tygodnie. O dziwo nawet mam ochotę, żeby już się to zaczęło. Dziwna istota ze mnie.

11. Ulubiony słodycz?
Czekolada z dużymi kawałkami orzechów laskowych albo batonik marcepanowy albo chałwa waniliowa albo… kurcze. Chyba za wiele lubię xD


Nominuję:


Moje pytania:
1. Zrobiłbyś/zrobiłabyś naprawdę głupiego? Co to by było?
2. Zgodziłbyś/zgodziłabyś się pofarbować swoje włosy na różowo?
3. Jaką największą wpadkę udało Ci się zaliczyć?
4. Masz świra na punkcie butów? Jaki rodzaj butów jest Twym ulubionym?
5. Jaki jest Twój ulubiony serial?
6. Byłaś/byłeś na koncercie jakimś? Jakim, gdzie, jak dawno temu oraz jak Ci się podobało?
7. Masz jakieś obsesje? Jakie?
8. Posiadasz jakieś zwierzęta? Jakie?
9. Co robisz, gdy się nudzisz?
10. Chorujesz na coś?

11. Jakie jest Twoje największe marzenie? 


Jak dacie odpowiedzi, bardzo proszę o informację. Chętnie poczytam xD

Odcinek 10: Ten pamiętny dzień

No i nieco spóźniony odcinek, ale chyba najważniejsze, że jest prawda? I to mam nadzieję, że on Was zadowoli. Liczę na to, bo w końcu trochę zajął mi czasu, a w dodatku postarałam się, aby i długością był w stanie Wam się przypodobać. Jak widzicie u mnie i krótkie i dłuższe się trafiają. W zależności od wydarzeń. A teraz nie przedłużając zapraszam do czytania. No i komentowania. 

No i już po. Konkurs dobiegł końca, a wyniki są już wszystkim wszem i wobec znane. Czy jest się czym cieszyć? Chyba tak. Jednak… Ja i tak czuję niedosyt. Dlaczego? A to chyba opiszę najpierw powolutku. W końcu po co zaczynać coś od końca? No właśnie. Trzeba z wszystkim iść stopniowo, więc zaczynam opowiastkę z dnia dzisiejszego.
Konkurs obyć się miał w parku, tak jak pisałam o tym wcześniej i właśnie tam się wybraliśmy. Byłam właśnie tak ubrana jak ustaliłam wcześniej z Lee. Zanim jednak weszłyśmy do mojego ukochanego parku spotkałyśmy Mię oraz Nadię. Czekały na nas. Chciały mnie wspierać w tym dniu. Miło z ich strony, bo stres miałam naprawdę ogromny, chociaż wiem, że niepotrzebnie. No ale przecież jeszcze nigdy nie brałam w czymś takim udział, więc musiałam jakoś reagować w taki oto sposób. Nie byłam z tym obyta.
Dziewczyny od razu próbowały zmieniać jakoś temat, abym nie myślała o tym, co niebawem mnie czeka. Nie za wiele to dawało. Pamiętam, że cały czas myślałam tylko o jednym – Jak nie zrobić z siebie idiotki przed tyloma ludźmi? Tak. Tylko to było mi w głowie. Zdawało mi się nawet, że zapomniałam całkowicie tekstu piosenki i dostawałam typowej nerwówki. Nie było najlepiej. Bałam się, że niebawem okaże się, że Amelia jest ode mnie lepsza, a ja nawet nie jestem w stanie nadać się, aby wylizać jej buty. Tak. Upokarzałam siebie w każdej mej myśli. Tak to jest jak ma się szansę, ale wie się, że nie da się jej w pełni wykorzystać. A mi po prostu zaczęło w końcu zależeć pomimo tego, że zostałam wręcz do tego zmuszona. No ale przecież śpiew od zawsze był moim marzeniem, którego nie potrafiłam jak dotąd spełnić. No tylko dla samej siebie. Byłam w tym za słaba.
Weszłyśmy w czwórkę do owego parku i od razu zaczęłyśmy powolnie przemierzać alejki, aby dotrzeć do tego głównego miejsca, gdzie wszystko miało się zacząć. Coraz większe przerażenie mnie ogarniało. Wszak za godzinę miała nadejść moja klęska, bo na chwałę nie miałam co liczyć. Wiem to i wiedziałam to od samego początku.
Stając nagle przed tym tłumem ludzi, który przyszedł na podziwianie wokali, dostrzegłam napuszoną landrynkę, czyli Amelię Berckers. Stała i patrzyła na mnie z wrednym uśmieszkiem, aby za chwilę do mnie podejść i oczywiście spróbować dokopać.
- Jak zwykle nosisz na sobie szmaty. Ubrałabyś się czasem odpowiednio do sytuacji, a nie… No tak. Wolisz zrobić z siebie idiotkę. – zaśmiała się na koniec odrzucając do tyłu swój blond pukiel włosów.
Wyglądała pięknie. Pasowała do tego miejsca i tego całego konkursu w przeciwieństwie do mnie. Ja tutaj odstawałam od normy, ale wcale nie w pozytywnym znaczeniu. Odpowiedziałam jej milczeniem tak jakbym właśnie się do wszystkiego przyznała, do tego, że jestem od niej gorsza. Przyjęłam jakoś dziwnym trafem postawę Lee. W końcu Lee się tak właśnie zachowywała. Co też stres potrafi zrobić z człowiekiem… Nie poznawałam siebie wcale w tej chwili.Nikt mnie nie poznawał. Nawet dziewczyny spojrzały na mnie dziwnym wzrokiem. Zupełnie jakby w tej chwili widziały nie mnie, ale jakiegoś ufoludka bez własnego zdania. Nawet Lee była w szoku. W jeszcze większym Amelia. Tych wyrazów twarzy się nie da zapomnieć. Po prostu się nie da.
- Aż niemożliwe. Milczysz. Czyli jednak już taka twarda to nie jesteś. Zniszczę Ciebie dzisiaj. Nie sądziłam, że to będzie takie proste. – była wręcz uradowana tym, że nie odszczekałam się jej jak kiedyś.
Zacisnęłam tylko delikatnie swoją dłoń w pięść. Miałam coś powiedzieć, ale jakby znowu mój zmysł mówienia zanikł bezpowrotnie.
- Och zamknij się, bo aż żal Ciebie słuchać. – wyprzedziła mnie Mia, moja obrończyni praw uciśnionych.
Niepotrzebnie się odzywała w tym momencie, gdyż mogła tym tylko wszystko zaognić, a w dodatku pokazała, że jestem słaba. Tak. Poczułam się wtedy tak jakbym straciła nagle swoją moc. Ona stawała w mej obronie, a z Amelią zawsze radziłam sobie sama. W owej chwili poczułam wzbierający we mnie wstyd. Nigdy więcej żadnych konkursów.
- Stoisz za tym wyrzutkiem społecznym? Jaka zabawna z Ciebie istota. Anastasia potrzebuje swojego rycerzyka w Twoim wydaniu. Załatw sobie jeszcze konika i będzie jak z bajki. – coraz bardziej zaczęła robić sobie z nas polewkę.
Mia znowu chciała się rzucić na Berckersównę, ale w ostatniej chwili złapałam ją za nadgarstek. Gdyby nie to, z pewnością znowu by jej coś zrobiła. Od tej pory kiedy Amelia wspomniała o kocie i dostała za to w twarz, Mia nie była dla niej już taka olewcza. Wystarczył jeden drobny impuls, a była w stanie rzucić się na nią i po prostu ją zabić. I to nawet przy tylu świadkach. Kilka osób nawet na nas teraz zwróciło swoją uwagę. Tak mi się wydaje przynajmniej, a może tylko sobie to w tej chwili dopowiedziałam? Tak szybko się to wszystko działo. Nie tylko ja trzymałam blondynkę naszą, ale także Nadia wiele pomogła. Miała parę w rękach. Za to Lee stała nie wiedząc jak się zachować, aby po chwili wpaść na bardzo „inteligentny” sposób na uspokojenie nas wszystkich. Myślała chyba, że swoją gadaniną coś zmieni. Nie w tym przypadku. Przecież wiadomo, że takie rzeczy nie działają najlepiej.
Wtedy chyba ktoś zawołał Amelię. Nie pamiętam dokładnie kto i co powiedział, więc zmyślać w tym momencie nie będę. To była właśnie chwila Berckersówny. Konkurs się rozpoczął, a ona była jedną z pierwszych osób występujących. Starałam się jej nie słuchać, ale jej aksamitny głos jakoś i tak dochodził do moich uszu. Była dobra. Za dobra. No ale… jednak dostrzegałam w tym jakąś sztuczność i wielką pychę. To już mi nie pasowało. No ale cóż… To mogło być w sumie tylko moje zdanie. Inni mogli być zadowoleni.
Chwilę przed moim występem zostałam sama. Dziewczyny nie mogły wejść za kulisy. Musiałam iść tam sama. Przed wejściem dostrzegłam znowu Pana w blond włosach, czyli Shona. Uśmiechał się do mnie. Był taki zadowolony z tego, że mnie widzi. Jednak chyba i w też jakby zły i zawiedziony w jednym. Nie wiedziałam o co chodzi, a moje spekulacje jakoś chwilowo nie chciały wcale dać o sobie znać.
- Hej ślicznoto. Chciałem życzyć Ci powodzenia i spytać dlaczego nie odezwałaś się do mnie. – wypadło od razu z jego ust, gdy znalazłam się bliżej niego.
- Em… Powiem Ci potem. I dzięki. – załatwiłam sprawę szybko nie wyjaśniając nic.
Byłam zestresowana. I to strasznie zestresowana. Wejść na scenę chciałam jak najszybciej i mieć to już za sobą. Wiedziałam, że to będzie dla mnie ciężkim przeżyciem i wolałam już o tym zapomnieć, a nie dopiero mieć to wszystko przed sobą.
Weszłam do środka zostawiając go samego sobie w tej chwili. Nie myślałam wtedy, czy dobrze robię. Teraz w sumie sama nie wiem nic.
Była moja kolej. Ledwo weszłam tam. Pewnie nawet to przerażenie było po mnie widać. Stanęłam tam przed wszystkimi nie wiedząc, co teraz zrobić. Ludzie mi się przyglądali. Szczególnie Ci z jury oceniającego. Patrzyłam na nich, a oni na mnie i to jakoś tak dziwnie. Nie czułam nic pozytywnego. Zaczęli jakąś gadkę do mnie na rozluźnienie. Tak, żeby stres nieco mi minął. Nie pomogło wcale. Nadal się bałam. Jednak musiałam już zaczynać. Nadszedł czas mojego śpiewu. Przymknęłam swoje oczy, aby lepiej się skupić. Z początku mój śpiew był delikatny, prawie niesłyszalny. Nie. To nie wynikało z tego, że tak miało być, tylko z tego, że tak się bałam strasznie. Moje przerażenie ujawniło się teraz w formie mego wokalu. Dopiero po pewnym czasie się nieco rozluźniłam. Kiedy? Gdy zaczęłam coraz bardziej wczuwać się w słowa piosenki, którą sama sobie wybrałam.

Pytają wszyscy - skąd jesteś i co robisz
To im wystarczy, że imię jakieś masz
Nie próbuj opowiadać i mówić im o sobie,
Bo zamiast Ciebie oni widzą twarz

Myślałam wtedy, że nie ma na co czekać
Czas szybko mija, a życie jedno jest
To nie był łatwy gest, mówili, że uciekam
Z biletem w dłoni, w jedną stronę rejs

Refren:

Co dzień ta sama zabawa się zaczyna
I przypomina dziecinne Twoje sny
Chcesz rozbić taflę szkła, a ona się ugina
I tam są wszyscy, a na przeciw Ty
Chcesz rozbić taflę szkła, a ona się ugina
I tam są wszyscy, a na przeciw... Ty

Zostałam sama, więc piszę długie listy
Pieniędzy nie mam, zbyt mało jeszcze wiem
Poznaję dużo słów, rozumiem prawie wszystko
A świat wygląda, jakby był za szkłem

Gdy obojetni mijają mnie przechodnie
Próbuję wierzyć, że przetrze się ta mgła,
Że będę mogła znów naprawdę czegoś dotknąć
I cud się stanie - zniknie tafla szkła

Refren:

Co dzień ta sama zabawa się zaczyna
I przypomina dziecinne Twoje sny
Chcesz rozbić taflę szkła, a ona się ugina
I tam są wszyscy, a na przeciw Ty
Chcesz rozbić taflę szkła, a ona się ugina
I tam są wszyscy, a na przeciw... Ty

Jak zwykle na sam koniec dali pochwałkę, że było dobrze itp. itd. Nie pamiętałam tego w sumie, ale dziewczyny mi to uświadomiły, gdy wreszcie ledwo oddychając zeszłam do nich. Shona nie widziałam w tej chwili wcale. Mieliśmy pogadać. Chociaż w sumie… No lepiej, że jednak nie pogadaliśmy wtedy. Jeszcze bym przy nim zemdlała, gdyby ta rozmowa była prowadzona na stojaka. Tak. Musiałam usiąść. Szybko usiąść. Jakaś ławeczka okazała się w tamtym momencie bardzo przydatna. Teraz pozostało mi czekanie na wykonanie utworów wszystkich pozostałych uczestników, bo troszkę nas było. Czekanie to okazało się dla mnie niemiłosierne i wszystko mi się dłużyło. Nie potrafiłam się wyluzować. Zazdrościłam Nadii i Mii, że one tak potrafiły. Wszystko jakoś tak przychodziło tej dwójce łatwiej i spokojniej. Ja musiałam się wszystkim przejmować trzykrotnie mocniej. Ach te cholerne geny. Nie mogłam dostać czegoś innego?
Nadeszły w końcu wyniki. I zgadnij kto wygrał? Nie. Nie ja. Amelia. Amelia zyskała wszystko. Ja też coś dostałam, ale to jedynie wyróżnienie. Chociaż chyba dobre i to? Jednak i tak wiem, że Berckersówna mi nie odpuści teraz. Wszak miała się czym teraz szczycić. Udowodniła mi swoją lepszość w tym przypadku, chociaż Nadia stwierdziła, że nie można tutaj mierzyć tych dwóch miejsc ani głosów, bo to tak jakby porównać chleb i sok pomarańczowy. To miło, że spróbowała mnie tym pocieszyć. Trochę nawet jej się udało. Byłam jej wdzięczna za te słowa otuchy. Potrzebowałam ich.
Wtedy znowu znalazł mnie Shon. Podszedł do mnie i bez żadnego słowa przytulił mnie od tyłu. Prawie dostał za to w twarz, bo mnie wystraszył czubek jeden. W ogóle co to za spoufalanie się ze mną? Nie lubię czegoś takiego. Już za to powinien oberwać dość mocno. Tak. Anna Anastasia wszystkich by lała. Taka już po prostu jestem.
- Nie przejmuj się. Dla mnie byłaś najlepsza. – wyszeptał do mnie.
Wyrwałam się od razu z jego objęć i stanęłam z boku. Znowu nasze oczy się napotkały, a on był jakoś tak zaskoczony moim zachowaniem. Nie spodziewał się czegoś takiego.
- Nie przejmuję się. To nic takiego. – odpowiedziałam od razu masując swoją szyję i robiąc butem dziurę w ziemi.
Czasami tak też się zachowywałam. To był mój sposób na jakieś takie zażenowanie. Patrzyłam jakoś tak smutnie, gdyż naprawdę miałam nadzieję, że może jednak zyskam jakąś przewagę w tym nad nią. Marzenia takie złudne niestety się nie spełniają. Żadne. Wtedy on do mnie podszedł i ujął w swoją dłoń mój podbródek, przez co musiałam na niego spojrzeć. Moje źrenice się rozszerzyły, a oczy miałam chyba jak 5 zł.
- Przecież widzę, że Ci smutno. Jednak i tak udało Ci się daleko zajść. Powinnaś częściej brać udział w takich konkursach. – jego głos brzmiał jak miód dla moich uszu.
Tylko fakt, że przerażał mnie swoim zachowaniem, sprawiał, że chciałam jak najszybciej stąd zniknąć. Znowu stanęłam dalej od niego.
Wtedy pojawiła się ona, Amelia. Była cała w skowronkach. Obydwoje zwróciliśmy na nią swoją uwagę. Wariowała. Istne szaleństwo. Taka była szczęśliwa. Tylko pytanie czy dlatego, że zdobyła pierwsze miejsce, czy dlatego, że stała nade mną? Znowu chciała mi dopiec. Zaskakujące były kolejne wydarzenia jednak.
- I co? Mówiłam, że ze mną nie wygrasz, bo jestem lepsza. – była cała uhahana.
- Wcale, że nie jesteś. – odpowiedział Shon do niej, co było dla mnie strasznym zaskoczeniem. – Jesteś głupią blondynką i tyle.
Sama nie wiem czy bardziej zadziwiona byłam ja czy może jednak Panna Berckers.
Chłopak szybko pociągnął mnie w stronę wyjścia z parku bez żadnego wyjaśnienia. Dopiero kawałek idąc tak z nim zauważyłam, że dziewczyny idą za nami, ale udając, że nie przeszkadza im to, że idę z tym Shonem. No tak. Nie chciały nam przeszkadzać. Wyjaśniłam mu też, dlaczego się do niego nie odezwałam. Był mocno zaskoczony, ale jednak przyjął to do wiadomości. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Powiedział, że sam po mnie tutaj przyjdzie. Aż się boję.

A teraz czas już iść spać, bo zaraz zaczną mnie przeklinać za nocne palenie światła bez sensu w pokoju. Dobranoc mój drogi i czekaj na kolejną serię informacji. 

piątek, 29 sierpnia 2014

Odcinek 9: Stres konkursowy

Czekaliście 2 dni i się doczekaliście. Kolejny odcinek opowiadania z monologiem i rozterkami naszej kochanej Anny. Przepraszam, że taki krótki, ale cóż... Nie było już pomysłu na kombinowanie z przemyśleniami Ani. Ale nie smućcie się. Jutro powinien pojawić się kolejny, ale dłuższy odcinek. I to już będzie TEN odcinek. Tak więc trzymajcie się cieplutko, czytajcie i komentujcie. 

No i nadszedł wreszcie ten upragniony dzień. Jednak jeszcze nie jest po konkursie. Piszę jakoś tak przed. Jestem w wielkim stresie i muszę się go jakoś pozbyć, a pisanie mi w tym pomaga. Jakoś wolę teraz swoje uczucia przelać na papier, zamiast zacząć pisać kolejny odcinek jakiegoś opowiadania z serii wilkołak w puszczy. To jest chyba zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Przynajmniej mogę napisać, co mnie boli i sobie jakoś ulżyć. Taki sposób na odstresowanie? Chyba tak. Oby zadziałało, bo w innym wypadku chyba zaraz sobie coś zrobię. Rany… Jeszcze nigdy taki stres mnie nie dopadł. Chyba. Nie przypominam sobie w każdym bądź razie nic w tym stylu. W moim życiu miałam przecież kilka takich stresujących akcji, ale chyba jeszcze niczym nie przejmowałam się jak tym konkursem. Tutaj zaraz ducha wyzionę. Serio! A przecież jeszcze zostało 5 godzin i 3 minuty do rozpoczęcia konkursu. Czy to możliwe, abym się tak czuła już tyle godzin przed? Masakra jakaś. Zaraz chyba zacznę płakać, a przecież nie płaczę zbyt często. W ogóle co to ma być, że płakać mi się chce z powodu jakiegoś durnego konkursu, o który nawet się nie prosiłam? Powinno mi to zwisać. No a jednak. Zaczęło mi chyba zależeć. Głupie to.
Jak na razie dzisiaj nie wydarzyło się nic szczególnego. No prócz tego, że z Lee ogarniałyśmy mój ubiór. W końcu w wytartych spodniach i w zbyt wyciągniętym swetrze wystąpić nie powinnam. W sumie to byłoby jak jakieś strzelenie samobója i to na samym wstępie. Przecież wiadomo, że tam będą siedzieć jakieś bufony i patrzeć na to jak wyglądam. Ufff… Wdech i wydech, wdech i wydech. Ok. Przeszło. Znów czuję się w miarę dobrze. O ile w miarę dobrze można nazwać mój stan trzęsawicy i głębszego o kilkakroć oddechu. Och tak. Teraz tak właśnie u mnie to wygląda. Stąd moje brzydkie pismo również. No ale i tak wiem, że potrafisz to odczytać. Ty odczytasz wszystko i zostawisz dla samego siebie.
Po kilku dłuższych godzinach i przekopywaniu mojej malutkiej szafy z ubraniami stwierdziłyśmy, że właściwie nic odpowiedniego tutaj to ja nie mam. Przykre, ale prawdziwe. Będę musiała wyglądać tak jak zawsze, czyli jakoś tak nieszczególnie, a chciałabym chociaż raz się dopasować i nie wyróżniać. Tylko po to, aby mieć jakąkolwiek szansę. Jak na razie wszystko zapowiada się dość marnie. Eh… Znowu ta blondyna Amelia ze mną wygra, a potem będzie się tym strasznie pyszyć. Inne zachowanie byłoby nie w jej stylu. No cóż… Smutne, acz prawdziwe. Jak ma powody to zawsze zrobi wszystko, aby mi dokopać. To będzie idealne jej zwycięstwo. Wiem. Powinnam wierzyć w to, że jakimś cudem mi się uda. Lee, Mia i Nadia twierdzą, że pokonam ją bez żadnego problemu i bez większych starań, jednak ja wiem, że nigdy nie jest tak pięknie. Amelia potrafi śpiewać i w dodatku potrafi się zaprezentować. Zbyt wiele lekcji śpiewu ma za sobą, gdyż dla jej matki to było ważne. Sama chciałabym mieć tak jak ona. Jednak… może niekoniecznie. Dlaczego? Stałabym się tak samo egoistyczna jak ona. Nic nie dzieje się w naszym życiu bez powodu i zawsze na nas w jakiś sposób wpływa zmieniając całkowicie nasz charakter. Nawet najmniejsza i najgłupsza rzecz. Trzeba się z tym pogodzić. Nigdy nie będę w stanie uzyskać wiele. Mój pesymizm przedkonkursowy się włączył. Oby się teraz tak samo szybko wyłączył.
Stanęło ogółem na tym, że wystąpię w liljowej bluzie z długimi rękawami z kapturem oraz w jasnych jeansach z przetartym jednym kolanem. Wyglądałam w tym dosyć zdatnie, więc aż tak źle chyba nie będzie. Jednak i tak chyba lekki wstyd mnie złapie. No cóż… Nie miałam w czym chodzić innym, więc to musi starczyć. Staram się teraz liczyć na swój wokal. Wszak od niego zależy najwięcej, ale boję się, że nie podobał. Boję się, że w pewnym momencie się zatnę i nie będę w stanie zaśpiewać nic dalej. Albo, że zapomnę słów. O to przecież nie trudno w przypływie stresu. Wielu tak ma. U mnie też to może się pojawić. Tyle obaw przemyka mi przez myśl, że aż strach w ogóle udać się do tego parku. A no tak. Nie napisałam, że to wszystko będzie działo się w parku. I to właśnie tym moim ulubionym. Więc cudownie. Nie tylko te jury wybierające będzie tam, ale także jacyś obcy, nieznani mi ludzie, a ja będę musiała śpiewać jakby tam nikogo nie było. Nosz pięknie. Nie dość, że sam fakt śpiewania dla kilku osób sprawia mi problem, to jeszcze nagle będzie ich o wiele, wiele więcej. Ja tam chyba za zawał zejdę. Może właśnie na tym im zależy? Na mojej śmierci tak przed publiką? Taka dziwna zmowa osób wyższych. Coś w tym musi być. No musi po prostu.
O dziwo tyle już napisałam, a nadal czuję się tak samo źle jak przedtem. Może jednak nie tędy droga? Może czas zająć się czymś innym niż tylko pisanie? Może rysunek? O tak. Może to byłoby w stanie jakoś zapobiec temu stresowi. Coś czuję, że herbata melisa by mi się przydała. Niby pomaga na stres. Nadia czasami posiada taką herbatę, chociaż sama nie pija takowych. No chyba, że zimną. No ale co to jest za radość picia zimnej herbaty? No właśnie sama nie wiem. Ja bym wolała zdecydowanie cieplejszą jej wersję. Chociaż czasami zdarzało mi się zwykłe herbaty pić chłodne, gdyż się spóźniałam na śniadania u nas w ośrodku.

Jak na razie muszę jakoś wytrzymać w tym stresie. Jeżeli przeżyję, napiszę znowu. I to z głębokimi relacjami odnośnie tego konkursu. Wszak to już za 4 godziny i 22 minuty. Uff… Czas odliczać dalej. Aż do zera. Wiadomo, że najpierw jednak muszę stąd wyjść i udać się do tego parku. W końcu tutaj mnie nie przesłuchają. 

środa, 27 sierpnia 2014

Odcinek 8: Rozmyślenia o niebieskich migdałach oraz lekcja śpiewu

I kolejny odcinek dla Was. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Jednak zanim przejdziecie do czytania, mam do Was pewną sprawę. Widzę, że wiele osób wchodzi na tego bloga, ale nie pozostawia po sobie żadnego śladu. Nie wiem z czego to wynika i nieco mnie to niepokoi, bo nie wiem, co robić dalej. Dlatego mam prośbę do Was. Napiszcie jakiś komentarz pod tym postem. Bez względu na to czy to będzie pozytyw czy negatyw. Przyjmę wszystko, bo będę wiedzieć, że jednak tutaj istniejecie i macie jakieś zdanie na temat mojej pisaniny. Bo teraz no cóż... Mam wrażenie, że nikogo tutaj nie ma i wchodzą tutaj osoby tylko przez jakąś pomyłkę i za chwilę zaraz znikają, a blog pozostaje opustoszały. To nieco przykre dla autora jest. Jeżeli Wam się coś nie podoba albo robię jakieś błędy, napiszcie bez żadnego owijania w bawełnę. To dla mnie naprawdę znaczy. To fakt, że wolałabym otrzymać zachwalający komentarz, ale odpowiednia konstruktywna krytyka również może sprawić, że się rozwinę. Jednak milczenie jest jak stanie w miejscu. Będę przynajmniej wiedzieć, czy prowadzenie tego bloga ma w ogóle sens i czy czasem jednak nie warto zachować tego wszystkiego dla siebie, bo ludziom się nie podoba, czy coś w tym stylu. Także no więc... Nie będę już przedłużać. Czas na odcinek 8. Tak bardzo trudny dla mnie do opisania. Męczyłam się nad nim kilka dni. Dlaczego? A czort to wie. Coś Nadia mnie nie lubi i nawet mi ułatwić tego odcinka nie chciała. Niedobrota jedna. Następnym razem chyba poproszę ją o wypowiedzi do odcinków! Lepiej będzie ją odwzorować. 


I jakoś do tej pory nie odezwałam się do Shona. Nie miałam jak. Poza tym nie mogłabym ot tak do niego zadzwonić albo wysłać smsa, gdyby istniała taka możliwość. Dlaczego? Jeszcze by sobie coś głupiego pomyślał, a tego bardzo bym nie chciała. Nie może być w moim świecie. Tacy jak on do mnie nie pasują. On jest z innych sfer. Tych lepszych. A ja kim jestem? Zwykłą sierotą i niczym więcej. Wiem… Pozbawiłam siebie tymi słowami jakiejkolwiek wartości. Czasem się zdarza niestety, a może właśnie stety?
Trochę mi zaczęło na tym chłopaku zależeć, ale tylko tak trochę. Nic szczególnego. Chyba. Jest tym pierwszym, na którego zwróciłam swą uwagę. Tylko dlatego stał się dla mnie kimś istotniejszym niż po prostu znajomym lub kimś kompletnie obcym widzianym raz przelotnie przez chwilę. Tak sądzę przynajmniej.
Miałam kilka możliwości zadzwonienia do niego, bo wystarczyłoby, abym poprosiła o telefon Nadię lub Mia’ę. Nie stanowiłoby to żadnego problemu. Wiem to. Jednak… Jednak musiałabym wyjaśnić im wtedy, dlaczego nagle chciałabym gdziekolwiek zadzwonić, bo takie prośby nie są totalnie w moim stylu. Są tutaj strasznie podejrzane. No cóż… Ja nie mam potrzeby dzwonienia , a nawet takie uzależnienie od telefonowania jest dla mnie czymś bardzo zabawnym oraz głupim. Kiedyś tego nie było, a trawa była tak samo zielona i żywa. Myślałam mimo wszystko o tym całym blondynie dość często. Lee śmiała się ze mnie, że zakochałam się od pierwszego wrażenia właśnie w nim, chociaż nigdy nie wierzyłam w takie bzdety, a nawet je wyśmiewałam na swój dziwny sposób znajdując wiele argumentów przeciw tej teorii o wielkiej miłości po pierwszym spotkaniu. No cóż… Może znowu los postanowił ze mnie zakpić? Całkiem możliwe. Nie zdziwiłoby mnie to wcale. Tak już przecież bywało w moim nędznym żywocie.
Nadszedł wreszcie również czas na przygotowywanie się do tego konkursu. W końcu do takich rzeczy ludzie przygotowują się miesiącami, a niektórzy latami. Ja nie mam tyle czasu, bo konkurs odbywa się za jakiś tydzień. Ugh… Mało czasu. Może być ciężko. Ale przecież ja się do tego nie pchałam. Sami mnie do tego zmusili. No więc skąd ten stres? Skąd to moje przejęcie? Dziwna sprawa.
Moją pomocą przy śpiewie okazała się idealnie Nadia. Sama dużo śpiewała, choć uważała, że nie potrafi, co było straszliwym kłamstwem. Ma w sobie to coś, ale jest bardziej nieśmiała ode mnie. Nawet przede mną nie chce się chwalić tym, co potrafi. Ma zakorzenione w sobie zbyt duże poczucie wstydu, aby cokolwiek kiedykolwiek komukolwiek zaprezentować. Nawet pewnie jakiś wiersz przeczytany przed małą publicznością byłby dla niej nie lada wyzwaniem. Niestety. Jak dobrze, że ze mną, aż tak źle nie jest.
Nadia słuchała tego, co śpiewałam po kilkaset razy. Że też jej się chciało? Nawet ja już miałam tego dosyć. Piosenka po prostu zaczynała mi brzydnąć. Bo przecież ile można w kółko to samo śpiewać? No i słuchać? Nie wiem w sumie, co gorsze. Po tylu razach każdy by tak miał.
Tego dnia była już kolejna próba. Nadia słuchała mnie cały czas w jakimś skupieniu od czasu do czasu wtrącając swoje trzy grosze w moją piosenkę.
- A spróbuj to zaśpiewać ciut głośniej. Będzie dobitniej i słuchacz przy tym nie będzie mieć szansy usnąć. Ale tak szczerze… Nadal nie chcesz zmienić swojego repertuaru? Dla mnie to takie trochę zbyt refleksyjne i nudne. Nie zmieniło się to od pierwszego usłyszenia. – rozgadała się ciemnowłosa przyjaciółka.
To fakt. Nadii bardzo nie podobał się utwór, który wybrałam już jakiś czas temu. Była do tej piosenki jakaś taka uprzedzona już na samym wstępie. Że niby za smutna, za refleksyjna i że na pewno nie przypadnie do gustu przez te smuty. Jednak ta piosenka podobała mi się najbardziej. Znaczyła dla mnie wiele. Pasowała do mnie. To było o mnie. Utożsamiałam się z tym. To utwór o życiu. Ja nie chcę śpiewać nic wesołego tylko pod publikę. Wolę prawdę, sens, który chcę przekazać innym. Część mojej duszy.
- Dobrze. Spróbuję głośniej ten moment. I nie. Nie zmienię swojej decyzji. To jest mój wybór i nie nalegaj, bo się to nie zmieni. – odpowiedziałam jej coś w tym stylu.
Nie jestem z tych, którzy ulegają tak łatwo. Szczególnie, gdy miałam już pewne swoje wyobrażenie. Nie jestem wtedy w stanie zmienić swojego zdania. No chyba, że nagle mi by coś odwaliło i cała moja wizja uległaby zmianom o 180 stopni. Ale wtedy to byłaby moja własna i świadoma decyzja. Nie ulegam pod naporem innych. Ba! Nawet wtedy zaczynam robić im na złość. Taka wredna ja. Wszak rude to strasznie wredne jest, a ja cóż… kocham tą swoją naturalną rudość na głowie.
Nadia tylko westchnęła głośno zawiedziona moimi słowami. Lubiła, gdy rzeczy działy się po jej myśli. Zupełnie jak ja, bo ja również chcę mieć nad wszystkim kontrolę. Coś nagłego przysparza mi dużo stresu, a stres akurat mnie nie lubi, bo od razu oddziałuje na mój organizm jakimś bólem w klatce piersiowej. Nienawidzę tego u siebie. Od razu mam wrażenie, że jestem delikatna jak jakieś jajko. Coś przykrego dla mnie niestety.
Aż nie wiedziałam, co teraz mam zrobić. Śpiewać dalej czy może zamilknąć i zakończyć tą farsę? Takie chwile zdarzały się dość rzadko przy ciemnowłosej. W tej chwili było to dość dziwne, gdyż Nadia zawsze była rozgadana i miałyśmy przez to mnóstwo tematów do rozmowy, a teraz zapadła taka chwila ciszy.
- No dawaj Ann. Miałaś ćwiczyć, a nie stać i milczeć. – przerwała to po jakimś dłuższym czasie dziewczyna.
Zrobiłam w pierwszej chwili chyba nieco większe oczy jakby w jakimś zdziwieniu, jednak po krótkim czasie doszłam do siebie. Często tak robiłam, gdy coś mnie zaskakiwało, a właśnie w tej chwili Nadii się to udało. Nie spodziewałam się, że pomimo tego, że nie podzielałam jej zdania, nadal była skora mnie w tym wspierać i dalej pomagać w tych próbach. Często spotykałam się w takich chwilach z zawodem. Rozczarowaniem spokojnie mogłabym nazwać moje trzecie imię, którego do tej pory nie posiadałam. Nadia jest mą prawdziwą przyjaciółką i pomimo odmienności naszych zdań i charakterów nadal stoi tuż obok mnie. Zupełnie jak mój cień. Ucieszyłam się, że mogę nadal na niej polegać. Ponownie wróciłam do śpiewania wybranej przeze mnie piosenki, a rówieśniczka nadal podpowiadała mi, co by dobrze wyglądało i co by sprawiło, że zainteresowanie moim głosem i ogółem moją osobą by nie zmalało.
Jestem jej za to szczerze wdzięczna, bo gdyby nie ona, nie doszłabym do tych upiększeń. Miała naprawdę wiele dobrych pomysłów i od razu mój melancholijny wybór nabierał istnych rumieńców. Byłam szczęśliwa. W sumie to nadal jestem. No poza tym, że coraz większy stres związany z tym konkursem mnie łapie oraz to, że cały czas myślę o pięknych oczach Shona. Jakoś nie potrafię wymazać go ze swojej pamięci. On już chyba zostanie tam na długo. Piszę o nim teraz już chyba drugi raz w tym wpisie. Może jednak coś tak głupiego jak zauroczenie istnieje w moim przypadku? 

666 wyświetleń. O czym to może świadczyć?

Ponownie informuję o wyświetleniach. Ale się z tym rozpędziłam haha. Tym razem jednak mam swoje zacne powody. Otóż udało mi się moim wzrokiem uchwycić najpiękniejszą liczę świata dla mnie. Taką demoniczną, ale to chyba nic złego, si? Otóż stuknęło nam równo 666 wyświetleń. Aż nie mogę uwierzyć w to, że udało mi się akurat na to zwrócić swoją uwagę. Na potwierdzenie macie zdjęcie. Już niedługo kolejny odcinek. Czekajcie cierpliwie. Dzisiaj na pewno będzie.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Liebster Blog Awards vel 1

No i chyba czas wreszcie zacząć odpowiadać na nominacje. Najpierw zacznę od pierwszej nominacji otrzymanej od Jillian jakieś 6 dni temu. Wybacz, że trzeba było tyle czekać, ale zdecydowanie na wszystko łatwiej pisze mi się w moim domku we własnym zaciszu.



o co w tym chodzi?

Nominacja do Libstar Awards jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonywaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.




Pytania od Jillian i moje odpowiedzi:

1. Tytuł ukochanej książki
Nic nie przebije Miasta Kości. 

2. Utożsamiasz sie z jakąś postacią literacką? Z jaką?
Jedyne postacie z jakimi się utożsamiam to te stworzone przeze mnie. I to akurat wszystkie (nie chodzi tu tylko o bloga, ale także o fora internetowe i wszystkie postacie główne z moich opowieści). W końcu moje postacie muszą mieć coś ze mnie. I w sumie to chyba mój wielki problem, bo strasznie przez to się przywiązuję, a gdy przychodzi moment na pozbawienie życia, przychodzi mi to z wielkim trudem i smutkiem. 

3. Trzy ulubione filmy
Hobbit, Czarownica i chyba Kruk. W sumie to ciężko wybrać tylko 3. Zbyt wiele mi się podoba, ale chyba te są jednymi z tych naj naj. 

4. Imię przyjaciela
A można dwa? albo trzy? albo cztery? W sumie to jest parę takich osób: Marcin, Amanda, Magda, Kamila. Tak sądzę przynajmniej. 

5. Dzień czy noc?
Zdecydowanie noc. W nocy najlepiej mi się myśli. 

6. Miejsce, w które wybrałbyś/wybrałabyś się gdyby były możliwe podróże w czasie i przestrzeni
Średniowieczna Finlandia. Dlaczego? A to dobre pytanie. Po prostu mam słabość do Średniowiecza i Finlandii. Stąd to połączenie. 


7. Miejsce, w którym udajesz się, by odpocząć bądź pomyśleć
Łazienka, a dokładniej prysznic. Najlepsze pomysły tam przychodzą. Najlepsze i najdziwniejsze.

8. Ulubieni wykonawcy, zespoły muzyczne?
Apocalyptica i Bastille obecnie. Wiem. Dziwne połączenie, ale jednak. 

9. Imię z bierzmowania
Anna. Mam słabość do tego imienia ogółem. Chyba widać po opowiadaniu nawet. 

10. Czym zajmowałbyś/zajmowałabyś się, gdyby przyszło ci żyć w średniowiecznej Anglii?
Chyba byłabym córką króla jakiegoś. Albo stałabym na czele jakiejś armii. A może jedno i drugie? 

11. Ulubiona postać mitologiczna
Loki




Nominuję:
1. http://ostatniswit.blogspot.com/
2. http://nowaprzy.blogspot.com/
3. http://bleidd.blogspot.com/
4. http://prywatnykoszmar.blogspot.com/
5. http://tumburulka.blogspot.com
6. http://withoutanypoetry.blogspot.com/
7. http://lizwarters-w-hogwarcie.blogspot.com
8. http://zranione-dusze.blogspot.com/
9. http://zlatan-petrovic.blogspot.com
10. http://moj-prywatny-pamietnik.blogspot.com
11. http://basniowa-pozytywka.blogspot.com



Moje pytania:
1. Zrobiłbyś/zrobiłabyś naprawdę głupiego? Co to by było?
2. Zgodziłbyś/zgodziłabyś się pofarbować swoje włosy na różowo?
3. Jaką największą wpadkę udało Ci się zaliczyć?
4. Masz świra na punkcie butów? Jaki rodzaj butów jest Twym ulubionym?
5. Jaki jest Twój ulubiony serial?
6. Byłaś/byłeś na koncercie jakimś? Jakim, gdzie, jak dawno temu oraz jak Ci się podobało?
7. Masz jakieś obsesje? Jakie?
8. Posiadasz jakieś zwierzęta? Jakie?
9. Co robisz, gdy się nudzisz?
10. Chorujesz na coś?
11. Jakie jest Twoje największe marzenie? 

500 wyświetleń

500 wyświetleń


No i mamy ponad 500 wyświetleń. Jest to dla mnie coś miłego. Czekałam na to i w sumie sądziłam, że do tego nigdy nie dojdzie. Bardzo miłe zaskoczenie dla mnie. W nagrodę macie coś specjalnego. Z początku miał być to filer do odcinka 5 i 6, ale stwierdziłam, że na pewne wyjaśnienia to jeszcze znacznie za wcześnie i zniszczyłabym Wam tylko czytanie kolejnych odcinków. No i po paru dłuższych przemyśleniach doszłam do wniosku, że pokażę Wam coś z innej półki. Jest to opowiadanie o tematyce fantastycznej. Mam nadzieję, że Wam się spodoba część pierwsza. Jutro powinien pojawić się kolejny odcinek, bo nareszcie w domku i jest odpowiedni stan do pisania. 


Opowiadanie elf i wilk cz. 1

Poranek. Słońce dopiero co obudzone ze swojego snu wstawało odpędzając noc. Swoimi ciepłymi i jasnymi promykami ocieplało powoli klimat budząc wszystko do życia. Bystra, czysta rzeka nie ustawała swojego biegu ani o jedną chwilę. Pejzaż krajobrazu doliny wyglądał jak z jakiegoś obrazka, bowiem rosa znajdująca się na źdźbłach trawy mieniła się  wszystkimi kolorami tęczy odbijanymi w lustrzanej powierzchni słodkiej kropli. Dookoła roznosił się piękny zapach roślinności. Wszystko wyglądało tak spokojnie jakby trwało w jakimś niebycie. Przerywał takie mniemanie jedynie śpiew ptaków, które nie dawały o sobie zapomnieć chociaż na moment.
Jednak nie wszystko znajdujące się w owym wycinku ziemi należało do flory. Były tutaj także zwierzęta nielatające. Owszem nie wszystkie dawały obecnie o sobie znać. Pomiędzy wysokimi trawami dostrzec można było białe, puchate zajączki, które już o tak wcześniej porze postanowiły urządzić sobie małą zabawę.
Za jednym z drzew po dłuższej chwili można było zauważyć pukiel rudej sierści. Do kogo on należał? Któż tam się znajduje? A to dopiero przed nami.
Nagle jednak ktoś zakłócił ten spokój. Był to właściciel rudego pukla. A któż to taki? Sam rudy lis. Cóż on takiego zrobił, że spokój został przerwany? A nic specjalnego. O prostu ruszył za swoim instynktem drapieżcy i rzucił się w pogoń za małymi, białymi i puchatymi stworzonkami. Na nic mu się to zdało, gdyż zające to tchórzliwe, ale bardzo szybkie i zwinne zwierzęta. Przynajmniej te z naszej opowieści. Zające przemknęły między wysoką trawą i skryły się w swoich domostwach, a lis musiał się nacieszyć jedynie ich zapachem roznoszącym się po owym miejscu. Rudy zwierz schował się szybko ponownie między drzewami i postanowił spokojnie i cierpliwie czekać na kolejną odpowiednią chwilę do ataku. Ach ta naiwna nadzieja lisa.
Wtem pomiędzy drzewami szybko coś przemknęło. Było to coś ciemnego i wzbudzającego lekki niepokój wśród zwierząt. Czuły przed nim jakiś respekt, bo wszystko tak nagle umilkło. Ptaki zakończyły swój śpiew, a wiatr jakby również zamilkł. Nawet nasz owy lis postanowił odpuścić i się wycofać. Ten zwierz musiał być czymś strasznym lub/i mającym władzę w owym leśnym królestwie.
Nadeszła chwila, w której owym czytelniku możesz go zobaczyć. Tym zwierzęciem, przed którym wszystko drżało, był wilk. Nie było to zwykłe zwierzę, lecz anomalia. Wilk maści czarnej posiadał piękne oczy w kolorze błękitu zmieszanego z bielą. Lśniły przy każdym spojrzeniu. Wyglądały tak magicznie i majestatycznie. W dodatku wielkość czarnego wilka również nie była spotykana. Był znacznie większy od innych przedstawicieli tego gatunku. Może właśnie przez te dwa czynniki wzbudzał taki respekt? Któż to może wiedzieć? Ta tego tutaj nie zdradzę. Drogi czytelniku zastanów się tutaj sam, a dzięki temu Ty również pobudzisz swoją fantazję.
Wilk spokojnie i dumnie zaczął kroczyć po miękkiej jak puch trawie bacznie wszystko obserwując. Każda zwierzyna na jaką trafił jego wzrok od razu postanowiła się wycofać i zejść mu dzięki temu z drogi. Bały się go jak jakiegoś straszliwego potwora.
A co wilk czuł odnośnie tego? A któż to obecnie wiedzieć może? Chyba tylko sam właściciel czarnego futra.
W pewnym momencie coś ponownie przerwało spokój panujący na łonie natury. Obok ucha wielkiego psa przeleciała czerwona strzała z piórkowym zakończeniem. Błękitnooki wyostrzył swój gniewny wzrok i zaczął szukać swego oprawcy. Nie dostrzegł nic nadzwyczajnego. Postanowił zatem wykorzystać swój psi węch. Wyczuwał coś dziwnego. Zioła, które tutaj nie rosły.
Zatrzymał się czując, że dalej kroczyć nie powinien. Wtem na jego drodze pojawiła się rudowłosa postać. Połowę jej twarzy przesłaniał zgniłozielony kaptur. Owa istota cała był w tym kolorze. Jedyną odmianą były buty i kołczan. Te dwie rzeczy były w kolorze błota. Idealny kamuflaż.
- Już od dawna Ciebie szukam. – odezwał się damski głos.
Wilk zawarczał ostrzegawczo.
- Oj nie denerwuj się aż tak Panie Wilku. Przybyłam tylko, aby Ciebie zabić. – ponownie powiedziała z wrednym wyrazem twarzy.
Wilk warknął na nią po raz kolejny i czmychnął w krzaki.
- Tchórz! – wrzasnęła za nim rudowłosa i puściła się w pogoń za włochatym zwierzem.
Pościg trwał dobre parę minut. Co chwilę jakoś strzała ocierała się o sierść czarnego psa. Nie dawał za wygraną i mknął w spokojne miejsce. Nie chciał być złapany. Zresztą jak dotąd nigdy nie został. Był wolnym duchem.
Po paru chwilach skrył się w zaroślach. Oddychał niespokojnie. Czy to z wycieńczenia? Oczywiście, że nie. Biegi dla niego to czysta przyjemność. Nie męczyły go w żaden sposób.
Przed zaroślami pojawiła się nagle zakapturzona postać. Wilk spróbował wstrzymać swój oddech, aby nie zostać wykrytym. Nie udało się. Jego czarna sierść ujawniała się między liśćmi, ponieważ ciężko ukryć gdziekolwiek tak wielkie bydlę.
Kobieta zauważyła go, ale jak na razie postanowiła tego nie ujawniać. Zdecydowanie przez to znacznie lepsza zabawa. Przynajmniej szybko to się nie skończy. W dodatku nie będzie miał czasu na kolejną ucieczkę.
Naprężyła mocno strzałę z czerwonym zakończeniem i wycelowała niepozornie  stronę zarośli. Wilk nie zwrócił na to uwagi. Uważał bowiem, że ona go nie widzi. Czuł się bezpiecznie, ale w rzeczywistości tak nie było.
Nagle usłyszał świst, ale było już za późno. Oberwał. Strzała wbiła się w jego bok. Czuł wielkie pieczenie, bowiem broń musiała zostać czymś nasączona. Wilk zawył  i zaczął się bronić. Warczał i ukazywał swoje śnieżnobiałe kły. Wtedy ponownie została wystrzelona strzała w jego stronę. Ponownie go ugodziła sprawiając tym samym, że stworzenie nie było w stanie tak szybko uciec jak poprzednim razem. Łapa broczyła czerwonym płynem pomagając tym samym truciźnie jeszcze bardziej zaszkodzić wilczemu organizmowi.
- I co teraz potworze? Już taki silny nie jesteś. – wysyczała do czarnego stwora.
Wilk zaczął opadać z sił. Jego cały świat obecnie kręcił mu się przed oczami jak na jakiejś karuzeli. Oddech zwolnił dwukrotnie swoją szybkość. Jego błękitne oczy zaczynały powoli tracić swój blask. Przez ciało przechodziło mrowienie – drętwiało w szybkim tempie. Zwierzę padło na ziemię i po chwili zapadła ciemność. Oczywiście w jego mniemaniu. W lesie nic się nie zmieniło. Prawie nic.
Rudowłosa ponownie wycelowała kolejną ze strzał w celu zabicia stworzenia, jednak nie wypuściła jej z łuku. Przyglądała się stworzeniowi dość dokładnie, ale właśnie w tej chwili zaczął się zmieniać. Wilk powoli zaczynał przybierać bardziej ludzkie rysy i po paru chwilach wyglądał już całkowicie jak człowiek. Napastniczka ściągnęła swój kaptur z głowy ujawniając przy tym swoje nienaturalne dla rasy ludzkiej uszy. Dlaczego? Były mocno spiczaste. Jej źrenice nieco się rozszerzyły w geście zdziwienia.
- A jednak to prawda, co mówili. – wyszeptała sama do siebie pukając stopą w nieprzytomną męską postać wilka.
Na wszelki wypadek łuk był w pogotowiu, ale raczej nie sądziła, że będzie musiała go ponownie użyć. W ciele ciemnowłosego pięknisia krążyło już wystarczająco wiele tojadu, aby go zabić w ciągu zaledwie paru godzin. Jedynym ratunkiem dla niego była odtrutka. Inaczej jego żywot szybko się skończy.
Miała dokończyć swe dzieło, ale gdy ujrzała jego przystojną o smutnym wyrazie twarz, zwątpiła, że w ogóle potrafiłaby to uczynić.
- Cholera! Moje pierwsze tak ważne zadanie, a ja się już rozckliwiam. – warknęła cicho sama do siebie dając sobie mały ochrzan.
Miała go zabić, zniszczyć, a teraz zaczyna mieć jakieś ludzkie odruchy i nie chce tego zrobić. Nie wyglądał w tej chwili jak jakiś morderca. Wyglądał na spokojnego i smutnego.
- Psia mać! Będę tego żałować. – ponownie się odezwała.
Złapała szybko go za ręce i zaczęła gdzieś ciągnąć jego bezwładne ciało jak worek kartofli. Trwało to dość długo, bo mężczyzna nie ważył tyle co piórko, co również nie oznacza, że był grubasem. Był przeciętny. No poza jego wymodelowanym ciałem, którego mięśnie coś tam ważyć muszą. Kobieta należała do chudzielców, ale swoją krzepę miała, trzeba to przyznać. Inaczej by sobie z nim nie poradziła. To pewne jak to, że jutro znów wzejdzie słońce.
Dziewczyna o nienaturalnych uszach męczyła się parę dłuższych minut z ludzkim pieskiem. Jednak wreszcie udało jej się dociągnąć go do jakiejś drewnianej chatki, gdzie po chwili ułożyła go na małej kanapie. W środku domku nie było za pięknie, a nowe posłanie wilka raczej do najwygodniejszych zaliczyć nie można. Mebel był naprawdę twardy. No ale cóż. Psio podobnemu cosiowi i tak chyba to bez większej różnicy. I tak pewnie niedługo zginie jak wszyscy mu podobni.
- I co ja teraz mam z Tobą zrobić? – zapytała rudowłosa samą siebie jakby sądziła, że on jej jednak odpowie.
Wilk był w śpiączce wywołanej trucizną. Dla innych oznaczałoby to jakieś zatrucie, ale dla niego niestety tojad jest śmiertelny. Panna w zgniłozielonym wdzianku dotknęła twarzy mężczyzny.
- Nie wyglądasz na mordercę. – odezwała się dość cicho.
Nagle wilczy osobnik otworzył swoje oczy i spojrzał na nią czekoladowymi tęczówkami, które po chwili przybrały barwę zimną, czyli biały błękit.
- Nie dam się tak łatwo zabić. – zabrzmiał ciepły, choć w tej chwili lekko nieprzyjemny głos dziwoląga.

Po tych słowach z ust wydobyły się dwie pary ostrych, śnieżnobiałych wilczych kłów.

sobota, 23 sierpnia 2014

Odcinek 7: Przygoda z umywalką i kocia zemsta

No i czas na kolejny odcinek z serii przygód naszej młódki. I od razu przepraszam za to, że tyle czekaliście. Skleroza nie boli. W końcu jestem na wyjeździe i całkiem, całkiem się bawię. Idzie nie pomyśleć o tym, że blog wzywa. Aż mi głupio z tego powodu. Wszak to opowiadanie jest dla mnie strasznie ważne. To część mojej duszy. Poza tym zbliżamy się do 500 wyświetleń. Nie sądziłam, że tyle będzie w ogóle kiedykolwiek. Cieszy mnie to bardzo. Nawet nie wiecie jak. Oczywiście nagrodzę Was specjalną nagrodą niebawem. Nie bójcie się. Żadnego filmiku, obrazka, ani nic z tych rzeczy nie dostaniecie. Będzie to pisemna nagroda i mam nadzieję, że Wam się spodoba. Coś specjalnego będziecie. A teraz zapoznajcie się z odcinkiem 7. No i komentujcie jak Wam się to wszystko podoba. Wasz głos jest najważniejszy w tym wypadku, bo to akurat Wy jesteście w stanie napełnić mnie wolą pisania tego. 


Dzisiejszy dzień również był fascynujący. Nie spodziewałam się nawet, że będzie tak fantastycznie. W końcu to wczoraj było to przesłuchanie, a dzisiaj szkoła. Nie mogło być pięknie, gdyż w szkole Amelia nie da mi żyć. Nie myliłam się do tego całkowicie, bo owszem miałam problemy z tą blondyną, ale wcale nie było tak źle jak myślałam. Wydarzyło się coś genialnego. Zobaczyć coś takiego na swoje oczy to jak jakiś dar z nieba. Jestem pod ogromnym wrażeniem i wielkim szacunkiem do pewnej młodej osóbki. Kogo? Zaraz do tego przejdziemy. Najpierw czas zacząć od początku.
Wiadomo od rana była szkoła. Unikałam Amelii jak ognia. Znowu. Jednak w pewnym momencie ona dała o sobie znać i sama mnie znalazła. I to w łazience. No jak pech to pech.
- Ty zwykła szmato! – wrzasnęła na mnie.
Pamiętam to jak teraz. Dlaczego? Takie przezwiska i obrazy z reguły się pamięta jakby wydarzyły się dopiero chwilę przed.
- Stul pysk pustostanie! – odpowiedziałam jej jakoś tak w odwecie.
Nie ma co. Nie grzeszyłam w tej chwili weną, więc nazwałam ją jakoś tak głupio dając do zrozumienia, aby się ode mnie odpatyczkowała, bo miałam tego zamiar znosić. Tym bardziej nie tutaj. Tutaj nie będzie mną władać. Nie jestem Lee, aby podkulić ogon i odpuścić. Ja zawsze walczę o swoje. Tym bardziej, gdy dotyczy to jej.
- Ty próbujesz mnie obrazić? Zabawna jesteś. – roześmiała się.
- Nie. Nie mam takiej potrzeby. Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia, bo obrażenie Ciebie nie poprawi mi nawet humor o jeden malutki procent. W przeciwieństwie do Ciebie. Ja nie potrzebuję takich sztucznych  wywoływaczy szczęścia. – odpowiedziałam jej jakoś tak beznamiętnie.
Mogłam się tutaj pomylić, bo z pewnością część rzeczy, które mówiłam, pominęłam, albo je w tej chwili upiększyłam nieco. Ważne, że Amelia wkurzyła się tutaj jeszcze bardziej. Ba. Nawet próbowała mnie walnąć, co jej jakoś nie wyszło, bo właśnie wtedy odsunęłam się jakoś w ostatniej chwili i zamiast mnie trafić, uderzyła w umywalkę. Och… Ile było krzyku i krwi. Tak. Rozwaliła sobie rękę.
- Nie trzeba było wyjeżdżać z próbą uderzenia. Nie byłoby tego. – uśmiechnęłam się jakoś sama do siebie.
No ale jak zobaczyłam tą krew i w ogóle jej paniczne łzy, zmiękłam. Chwilę potem biegłam już po kogoś do pomocy. Szybko znalazłam Pana od matmy, który wezwał od razu zestaw dwóch pielęgniarzy w naszej szkole. A wiesz co jest najlepsze? Jak wróciłam, to ta mała pizda od razu zaczęłam wmawiać, że wszystko to moja wina i to niby przeze mnie rozwaliła sobie ręke. Jak dobrze, że nie uwierzył w to nikt, bo było widać na umywalce, że musiała w to walnąć. No nie dało się jej wmówić, że nie mogłam złapać jej ręki i uderzyć nią w owy porcelanowy przedmiot, aby zrobić jej krzywdę. Tego jeszcze nie grali. Tym bardziej, że Pan Adam od razu stwierdził, że żadnych śladów na nadgarstku czy przedramieniu nie ma, więc musiała sobie zrobić to sama. Byłam jakaś taka szczęśliwa w duchu, że akurat w tym wyszło na moje.
Potem długo nic się nie działo, bo zajmowali się nią. Miałam wolne od niej. No ale niekoniecznie. Cat i Marie łaziły za mną i wrzeszczały, że niby pobiłam Pannę Amelię Berckers. Masakra. Część ludzi zaczynało w to już wierzyć. Co za idioci. Totalnie. Miałam ochotę dopiero teraz użyć swoich mocy, aby im coś zrobić. Tak. Oj zdecydowanie tak.
Spotkałam się szybko z Mią. Chociaż z nią mogłam chodzić po korytarzu i mieć jakieś wsparcie.
- Nie przejmuj się. Toż to zwykła hołota jest. Poza tym… Chciałabym zobaczyć, jak to pięknie musiało wyglądać. W dodatku ta mina Amelii i jej płacz… Czemu mnie tam nie było? Bym patrzyła i się śmiała. Jeszcze zaczęłabym śpiewać jakąś piosenkę pasującą do tej sytuacji. To byłoby takie wspaniałe. – mówiła ogarnięta zawodem, że takie coś musiało ją ominąć.
No tak. Mia to taka lekka psychopatka. Lubuje się strasznie w kryminologii i tym podobnych sprawach. Normalnie strach zostawać z nią sam na sam. Nie jest biedakiem, więc co rusz kupuje jakąś książkę. Multum książek. W domu ma istną bibliotekę. Aż normalnie jej się boję czasami. Mam swe powody. Jednak mimo wszystko jest świetną osobą do towarzystwa. Nie zamieniłabym jej na nic innego. To straszne i wspaniałe zarazem.
- No domyślam się. Ty byś jeszcze dołożyła oliwy do ognia. Pewnie skończyłaby wtedy w szpitalu jakimś. I to psychiatrycznym. – jakoś humor mi się poprawił, dlatego udało mi się nawet lekko zachichotać.
- Oj tak. Z pewnością by tak było. Wiesz, że ja łatwo nie odpuszczam. – zaczęła jakoś tak śmiać się po swojemu, aż tchu brakowało.
Przez jej śmiech wszyscy na korytarzu zwrócili na nas swoją uwagę. Patrzyli jak na jakieś wariatki. Dziwne w sumie. W końcu taki śmiech nie jest niczym aż tak nazbyt szczególnym.
Wyszłyśmy ze szkoły idąc w nasze ulubione miejsce, gdzie zawsze spędzałyśmy czas z nadzieją, że Kłapouszek się odnajdzie tak nagle. Nadzieja matką głupich, ale także nadzieja umiera jako ostatnia. Mia zaczęła swoje nawoływanie krążąc przy śmietniku szkolnym. Jak zwykle bez skutku. Kociaka nadal nie było. Było jej jakby smutno, ale i także mogłam dostrzec w niej swego rodzaju złość. Nie było to zaskakujące w jej przypadku. Ona często wiązała ze sobą te dwie emocje. Tak jakby one bez siebie nie potrafiły jakoś przetrwać.
Wtedy ktoś jeszcze do nas dołączył. Kto? Amelia Berckers. Tak. Ta dziewucha przyszła tutaj za nami. Od razu zaczęła mnie obrażać, na co zareagowałam olewczo. Naprawdę. Nie ma w tym nic dziwnego. W końcu często starałam się ją ignorować. To najbardziej jakoś wszystkich denerwuje. Taki istny spokój. Jednak znowu zaczynałam poniekąd żałować tego, że nie zwracam na nią uwagi, bo Amelia znowu chciała jakoś mi udowodnić, że jest.
Mia stanęła przy śmietniku i patrzyła na nią z pożałowaniem. Nie żałowała oczywiście tego, że ona sobie zrobiła coś w rękę. Było jej żal blondyneczki tego, że była taka głupia, aby nie rozumieć normalnych, oczywistych rzeczy i że próbowała mimo wszystko zwracać na siebie uwagę. Było to strasznie płytkie zachowanie z jej strony.
Moja przyjaciółka zaczęła chichotać. Oj zły znak. Gdy Mia tak robi, nie dzieje się potem dobrze. Miałam nawet teraz wielką rację. Panna Berckers bardzo się wkurzyła i zaczęła wchodzić na nią. Wyzywała ją, próbowała zdenerwować, sprawić, że ta poczuje się jakby jej ubliżała czy coś w tym stylu. Nie pamiętam dokładnie tych słów, więc teraz nie będę udawać, że cokolwiek pamiętam. Po prostu to były tylko próby. Nieudane. Oczywiście do pewnego momentu, bo nagle zaczęła obrażać naszego ślicznego Kłapouszka. Mówiła takie przykre rzeczy. Nawet zaczęła mówić, że widziała jak starszaki rozerwały go na strzępy dla zabawy i że jesteśmy głupie wierząc, że on jeszcze gdzieś będzie się tutaj kręcić, bo już dawno trafił do śmietnika martwy. Z tym przegięła. Wyobraziłam sobie to nawet. Łzy napłynęły mi do oczu. Zupełnie jak teraz, gdy to wszystko opisuję. Aż potrzebuję chwili teraz, aby się uspokoić.
Ok. Już jest lepiej. Mogę pisać dalej. Mia również poczuła chyba jakieś ukłucie w sercu. Jednak… U niej to oznaczało także wielką złość. Wiedziałam, że ona jej tego nie daruje. Bez względu na to czy to prawda czy kłamstwo. Widziałam to jej spojrzenie skierowane w stosunku do nieogarniętej dziewuchy. Ten wzrok zabijał. Aż się sama odsunęłam o parę kroków w tył, bo wiedziałam, ze zaraz pojawi się jakieś działanie.
Mia podeszła do Amelii i spojrzała jej prosto w twarz.
- Odszczekaj to idiotko! – syknęła wręcz.
Berckersówna tylko i wyłącznie roześmiała się głośno.
- Nie zamierzam. Prawda boli? Tak mi przykro. – zrobiła idiotyczną minkę sprawiając, że jej sarkazm był w tej chwili wręcz żałosny.
Mia nie potrzebowała nic więcej. Widziałam najpierw jak jej dłoń się podnosi do góry, aby za chwilę zacisnąć się w pięść. Nie wiedziałam wręcz co się dzieje. Usłyszałam tylko trzask. Moja przyjaciółka przywaliła w nos z pięści mojemu wrogowi. Żałuję, że nie miałam wtedy przy sobie żadnego aparatu. Takie zdjęcie aż chciałabym mieć w jakiejś ramce.
Amelii pociekła krew z nosa, a my nadal nie udzieliłyśmy jej żadnej pomocy. Zwiałyśmy. Mia nawet się przy tym śmiała jakby była jakaś opętana. Szeptała też coś do siebie w międzyczasie. Nie miałam zielonego pojęcia cóż to było. Nie słyszałam wszak kompletnie nic oprócz jakichś niezrozumiałych szeptów. Bałam się jej w tej chwili. Każdy by się bał. Tak pięknie nos połamać, tylko Mia potrafi.
Wróciłyśmy do szkoły, a oprawczyni szybko umyła swoją dłoń, aby nie było śladu. Dziwiłam się, że jej dłoń na tym wcale nie ucierpiała. Co najwyżej drobny siniak czy coś może będzie.
W Domu Dziecka myślałam, że pani Berckers mnie rozerwie na strzępy. Dowiedziała się o wszystkim, a ja musiałam udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Nie potrafiła mi tego udowodnić. Nie mogła nawet. Byłam w tym czysta. Powiedzmy, bo w końcu i Ty teraz wiesz jak to wszystko było. W pierwszym przypadku to zrobiła sobie sama krzywdę, a w drugim Mia. Ja nic nie uczyniłam. Byłam powiedzmy spokojna.

A teraz już koniec tego na dzisiaj. Czas spać. Jutro w końcu kolejny dzień do opisania zapewne. Wiesz, że lubię dużo pisać. Tym bardziej, gdy tyle się dzieje. 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Odcinek 6: Dziwny obrót sprawy

Tym razem znowu bez tablicy. Będzie dodana niebawem. Tylko muszę pośpieszyć mego grafika z tym. Mam nadzieję, że się nie gniewacie i poczekacie tyle na ujrzenie tych zacnych postaci. A uwierzcie mi... Jest na co popatrzeć. xD Poza tym przepraszam, że tyle czekacie na kolejne odcinki. Ostatnio ciężko mi się za coś zabrać i dopisać coś nowego. Moja wena pojechała do Jersey i mnie zostawiła na całe 3 tygodnie. Och Mia ja Ci dam tak mnie porzucać niedobroto jedna. Całe szczęście odezwała się dzisiaj i czuję przypływ weny na kolejne odcinki. A no tak. Mówiłam, że mam kilka w zanadrzu. Owszem mam, ale nie chcę wszystkiego dać na raz, a potem kazać Wam czekać pół tygodnia na kolejny. Tak więc... spokojnie. Może niedługo powrócę do codziennego wstawiania notek. Jak na razie musi wystarczyć jeden na dwa dni. Życzcie mi owocnej pracy dzisiaj - 3 odcinki chcę napisać, a tak mało czasu mam na wszystko <smuteczek>. A muszę się wyrobić, bo za dwa dni wyjeżdżam i na wyjeździe na pewno nie będę mieć jak pisać. Ale to nie oznacza, że odcinków nie będzie moi kochani. Będą. Tylko muszę je wcześniej napisać. Także no... czekajcie cierpliwie i trzymajcie kciuki. A oto odcinek 6 opowiadania z Anną Anastasią w tle. Przyjemnego czytania.


No i znowu się pojawiam. Tak. Udało mi się przeżyć ten dzień. I to z jakimi emocjami. Normalnie aż sama jestem w szoku. Już sądziłam, że nie uda mi się tego przetrwać ze względu na wynikłe w pewnym momencie sytuacje, ale jednak. Nie zabili mnie. Tylko by spróbowali. Dałabym popalić i by zwiali, gdzie pieprz rośnie. Jednak czas na pełniejsze wyjaśnienia, bo pewnie i tak nic z tego nie rozumiesz Pamiętniczku. Dobrze. Zacznijmy od samego początku.
Dochodziła już umówiona godzina, czyli 15. Siedziałam nadal w pokoju z Lee. Dotrzymywałyśmy jakoś sobie towarzystwa bawiąc się jak zwykle w pisanie poezji. Tak. Uwielbiam to, chociaż wiem, że daleko mi do jakiegokolwiek poziomu. Jakoś tak chyba lepiej wychodzi mi normalne pisanie, czyli wszelkiego rodzaju wymyślne opowieści. Jakoś bardziej się temu oddaję. Bardziej w pełni.
Siedziałyśmy tak w pokoju i nagle mi się przypomniało, że to już ta pora. Chciałam wyjść tak jakoś po kryjomu, ale Lee mi nie dała. Zaczęła się dopytywanka. Po chwili musiałam zacząć wszystko tłumaczyć. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, bo w odwecie dostałam coś takiego:
- Nie pchaj się w to, bo znowu oberwiesz. – ponownie moje sumienie postanowiło się wtrącić.
Próbowałam jakoś podawać argumenty za, ale jakoś Lee mnie nie słuchała. Na wszystko znajdowała jakieś anty. Dopiero po jakimś czasie dla świętego spokoju stwierdziła, że dobra. Mam robić, co uważam za słuszne, ale żebym potem nie przyleciała do niej z płaczem. Miałam wtedy już wybiec uradowana z pokoju, lecz Azjatka znowu się wtrąciła.
- Wiesz co… Jednak nie puszczę Ciebie samej. Idę z Tobą. Muszę Ciebie przypilnować. Inaczej znowu chwycisz za szmatę, albo zrobisz coś jeszcze głupszego. – mniej więcej taki sens miały jej słowa.
Tak przynajmniej ja to pamiętam. Zaraz po tym postanowiłyśmy na spokojnie zejść na dół. Rozglądałam się dość dokładnie po korytarzach i schodach, czy czasem nikogo tam nie ma. Nie chciałyśmy przypadkiem na kogoś wpaść, żeby nie zaczęły się salwy pytań, a poza tym nie potrzebowałyśmy jakichś świadków naszego podsłuchiwania. W końcu każda osoba taka mogła potem komuś coś donieść i będą wielkie problemy. Problemów miałyśmy już zanadto. Kolejnych nie potrzeba.
Stanęłyśmy cichaczem pod drzwiami do gabinetu Pani Berckers. Miałyśmy nadzieję, że uda nam się coś podsłuchać. Przystawiłam swoje ucho do drzwi, a wtedy Lee zaczęła znowu panikować. Próbowała mnie jakoś przekonać, że to głupie i powinnyśmy wracać do siebie. Nie zwracałam na nią większej uwagi prócz prób uciszenia, bo za chwilę podsłuchają oni nas, zamiast my ich i będzie nieco dupnie. Nic nie słyszałam w pierwszej chwili. Dopiero jak przyjaciółka ucichła, zaczęłam słyszeć jakieś głosy. Było ich kilka i dlatego mi się nieco mieszały, więc ciężko szło ze zrozumieniem. Kurcze. Tyle pracy na nic? Tak być nie może. I właśnie wtedy coś zesłało nam tutaj osobę niepotrzebną.
- A wy co tu robicie?! – usłyszałam za swoimi plecami kobiecy, acz zimny jak sopel lodu głos.
Znałam ten głos, choć miałam nadzieję, że dzisiaj się z tym przesłyszałam. Błagałam, żeby tak było. W końcu to jest kolejny koszmar dla mnie. Pani Coles. Aż się bałam odwrócić, więc zastygłam w jakimś bezruchu. Lee spojrzała tylko z przerażeniem na kobietę. Wiedziałam już, że starsza o rok dziewczyna mi tego nie wybaczy. Będziemy mieć przechlapane na całej linii. Pani Coles nam tego nie daruje. Ona nie z takich. Zrobi wszystko, aby ładnie dopiec. Taki drugi tyran tego miejsca.
W końcu odważyłam się jakoś odwrócić i spojrzeć. Zimne oczy kobiety wpatrywały się we mnie jak w największego wroga. Tak przynajmniej ja uważałam wtedy. I chyba w sumie zbyt wiele się nie myliłam. Nie umiałam w tej chwili nic kompletnie powiedzieć. Tak jakby umiejętność mowy nagle we mnie zanikła.
Kobieta chwyciłam nas obie za fraki i od razu bez żadnego stuku puku otworzyła drzwi do gabinetu. Wepchnęła nas tam jak jakieś dwa worki z kartoflami, że aż prawie wywinęłam orła i to wprost pod nogi znanej mi osoby. Nie. Nie chodziło tutaj ani o Amelię, ani o jej matkę. Przed moimi oczami ukazał się pewien młodzieniec. Znałam te oczy, usta, włosy, kolczyk w nosie. Tak. To ten chłopak z rana. Oboje byliśmy sobą zadziwieni w tej chwili. Pewnie mnie się tutaj nie spodziewał. Ja go tutaj tym bardziej. W końcu nie wyglądał na kogoś bez rodziców. Był raczej z tych nadzianych. Tak przynajmniej wynikało z jego stroju. Był w lekkim garniturze. Tak. Koszuli brak i spodni odpowiednich, odmiennych od jeansów również. Za to marynarka w kolorze czerni, aż zadziwiała swoim krojem. Sądzę, że takie ubrania nie idzie kupić za parę drobnych moneciaków.
Zrobiłam większe oczy nie mogąc znowu wydusić z siebie żadnego słowa. Chwilę później znalazłam się w jego ramionach. Wcześniej nie miałam do nich daleko, ale jednak. Uśmiechnęłam się nieco sztywno oddalając się od razu od chłopaka i stając obok przyjaciółki. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Pani Berckers coś do nas gada z istną zawiścią w oczach. Spuściłam głowę.
- Słucham?! Jak to podsłuchiwały?! Czy to prawda Lee?! – spytała się mojej przyjaciółki
- Tak, proszę pani – zrobiła się niczym burak czerwona z tego wszystkiego.
Głupio wyszło, ale cóż na to poradzić. Tak czasami bywa. W czerwieni nam też ładnie do twarzy, prawda? Na pewno. Wręcz musi.
Zaraz po tym podniosłam do góry swoja głowę, aby jeszcze raz spojrzeć na nieznajomego z parku. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że był tutaj ktoś jeszcze. Dwóch mężczyzn równie przystojnie odzianych. Aż znowu jakoś tak dziwnie spojrzałam w podłogę. Bałam się, że zaraz będzie wielka akcja. W końcu za to powinnyśmy strasznie oberwać. To było tutaj naganne wręcz.
- Porozmawiam z Wami później. – uświadomiła sobie, że nie może na nas nakrzyczeć przy gościach. – A teraz do pokoju i nie wychodzić stamtąd aż Was nie zawołam.
Tak przynajmniej mi się zdawało, że sobie coś takiego uświadomiła. No tak. Nie chciała robić sobie złej renomy. W końcu mogłaby się w końcu zachować tak, że podeszłoby to pod jakiś paragraf.
Odwróciłyśmy się tyłem w celu opuszczenia tego miejsca, ale jakoś nam to nie wyszło. Usłyszałam głos tego chłopaka. Aż nagle zamarłam.
- Momencik. Ja słyszałem głos tej dziewczyny w czarno-białej bluzie. Jest nieziemski. Chciałbym, aby i ona wzięła udział w konkursie. – coś takiego mówił.
Nie pamiętam tego dobrze. Zbyt wiele emocji. Chyba nie byłam w stanie nawet się odwrócić znowu przodem w jego kierunku. Zrobiło mi się zimno i ciepło zarazem. Odwróciłam się tylko dlatego, że zmusiła mnie do tego Lee. Jak to zrobiła? A po prostu pociągnęła mnie za ramię sprawiając, że moje ciało zatoczyło się nieco w jej kierunku. Zabawne, nie?
- Niestety ona nie może, bo… – nie dokończyła dyrektorka, bo przerwał jej jeden z mężczyzn siedzących w pomieszczeniu.
- Albo ona i pani córka, albo żadna. Skoro tego chce mój syn, to tak musi być. Prawda Nathanielu? – spojrzał na swojego przyjaciela.
- Zgadza się Ianie. – wypadło z ust drugiego.
Byłam w wielkim szoku. Tym bardziej, że dowiedziałam się, że ten chłopak jest synem jednego z nich. Nie wyglądali na 40latków. Raczej marne 30. Nie więcej. Wow. Pozazdrościć. Do tego miałam ochotę zabić tego młodego blondyna za jego słowa. W końcu nie lubiłam nic śpiewać przed kimś, a tu mi z jakimś konkursem wyjeżdżają nagle. Normalnie ubić, a potem płakać, że to się zrobiło.
Kobieta przez parę chwil milczała w ciszy zastanawiając się, co ma teraz zrobić. Nie chciała się na to godzić. Nie musiałam nawet na nią patrzeć, aby domyślić się tego. Wystarczył sam fakt, że ją znałam już tyle lat. To naprawdę wystarczające, aby wiedzieć, jaką reakcję będzie mieć. Słodzio po prostu. Gorzej już chyba być nie może.
- Dobrze. Proszę dopisać Annę Anastasię do listy. – mówiła nieco wkurzona.
Po Amelii widziałam, że miała teraz ochotę podejść do mnie i mi przywalić. Tylko by spróbowała, a z podbitymi jak panda oczami chodziłaby chyba przez miesiąc. Tak. Mam ciężką rękę. Czasami. Przypadkowo zawsze. Nieprzypadkowo? A tego to chyba jeszcze nie było.
- Ale mamo… - wysyczała cicho do niej blondyneczka malutka.
- Cicho! – warknęła nieco na nią. – Proszę dopisać.
Ale afera będzie. Już się boję wychodzić z pokoju przez jakiś miesiąc. To dziecię nie da mi teraz żadnego spokoju. To pewne jak to, że jutro wstanie słońce. Nawet nie miałam już odwagi znowu spojrzeć na któregoś z panów, albo tego chłopaka. Bałam się po prostu tego, co mogę ujrzeć. Głupie wiem.
- Dziękujemy. Odezwiemy się do kandydatek w przyszłym tygodniu. Do widzenia. – pożegnali się z nami i wyszli z gabinetu.
W sumie to wyszliśmy wszyscy razem. Pani Coles wraz z Panią Berckers postanowiły odprowadzić panów do drzwi. Amelia była wściekła, ale za tym chłopakiem też chwilę wolała pójść. Zdążyła szepnąć mi tylko jedno zdanie. Jakie? A już piszę.
- Nie dasz mi rady wyrzutku.
Brzmiała tak dumnie, że aż miałam ochotę znowu jej dumę zmieszać z błotem. Ach te dziwne moje myśli. Oby większość z nich do skutku jakoś nie doszła, bo to byłby jakiś czysty Armagedon.
Szybko poleciałyśmy na górę, aby nie dać po sobie jeździć dalej. Po drodze Lee obrzucała mnie różnymi słowami. Bała się kary. Bała się tego, co teraz się stanie. No tak. Była ze mną w tym bagnie. Była takim biedactwem. Stwierdziłam, że wszystko wezmę na siebie. Ona będzie tylko po prostu niewygodnym świadkiem, który próbował mnie odciągnąć od tego czynu. W sumie tak było. A dzięki tym słowom nie oberwie się jej aż tak mocno. To ja będę mieć przekichane najbardziej.
Dopiero na górze zdałam sobie sprawę z tego, że coś mam w kieszeni mej bluzy. Jakiś zwitek papieru. A co było na nim? Och… Numer telefonu, a pod spodem dopisek: Shon. Aż nie mogłam w to uwierzyć. Bo przecież kiedy? Jak? No nie wiedziałam, co teraz mam zrobić. Tym bardziej, że zadzwonić do niego nie zadzwonię. Nie mam jak. Tak to jest jak nie posiada się głupiego telefonu. 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Odcinek 5: Przemyślenia parkowe

No i jest wyczekiwany dłuższy odcinek. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i wciągniecie się w niego tak samo jak, gdy ja pisałam go. Już niebawem kolejny, tylko piszcie komentarze, bo dzięki temu wiem, że jest sens pisania kolejnych odcinków. 

Tablicę z osobami występującymi w odcinku tym dodam później, bo jeszcze jej nie posiadam. 

To jeszcze nie wieczór, ale już pragnę podzielić się trochę wydarzeniami z dzisiaj. Jeszcze nie było tego tajemniczego przesłuchania, ale to nic. Najwyżej odezwę się tutaj dwa razy. Można przecież i tak. Prawda? Nie mylę się? Nie chciałabym się mylić w takich rzeczach. W końcu też nie chcę zawalać Ciebie mój drogi jakimiś głupotami. Jednak to, co chcę teraz napisać, to chyba nie będą takie głupoty. Mam przynajmniej taką nadzieję. Zaraz pewnie wszystko się okaże.
 To zacznijmy od początku. Wstałam rano. Tak około 7. Dziwne? Dla mnie nie. Nie potrafię długo spać. Od zawsze wstaję wcześnie razem z ptaszkami. Po prostu jakoś tak budzę się już o tej godzinie. Zupełnie jakby mój organizm już dawno się do tego przystosował i nie chciał żadnych innych zmian. W sumie to zaskakujące, bo późno chodzę spać, a wstaję tak wcześnie. Nie umiem się wyspać? Chyba tak. Kilka marnych godzin snu mi zawsze wystarcza. Mój organizm ma normalnie jakiś snowstręt. Ha! Udało mi się nawet wymyślić nową nazwę choroby. Ciekawe jak nazywa się to w praktyce? Może moje się przyjmie. Byłoby zabawnie.
Chciałam wyjść na dwór. Tak bardzo chciałam opuścić to miejsce. Och. Trudne zadanie. W końcu mam szlaban. Poza tym… nie wolno nam tak wcześnie nigdzie się szlajać. No ale cóż… Dla mnie nie ma takich zakazów, bo sama je dla siebie znoszę. Dlatego dzisiaj już z samego rana zaczynałam kombinowanie na opuszczenie bidula. Wystarczyło po cichu się wymknąć i ostrożnie stawiać stopę na podłodze, aby za chwilę móc złapać czysty zapach spalin. Tak. W końcu jesteśmy w mieście. I to w dość dużym. Gdzie tu można w ogóle odpocząć i nacieszyć się innym zapachem niż ten cały miejski smród? A właśnie niedaleko tutaj znajduje się najpiękniejsze miejsce świata. Co to takiego? A no park. I to jest moje ukochane miejsce. Często się tam wymykam, więc wiedzą w razie czego, gdzie mnie szukać. Nie wiem w sumie czy to dobrze czy to źle. W końcu niektórzy czasami nie chcą zostać znalezieni, a tak jak będę chciała nawiać na dłużej, będę musiała wybrać inne miejsce niż to. Taka ze mnie istna łajza jak widać. Wszędzie musi wleźć, bo usiedzieć na swym zacnym zadku nie potrafi wcale. Straszne.
Parę minut zajęło mi dotarcie do parku. Wszak jak pisałam wcześniej znajduje się on niedaleko mego miejsca zamieszkania. Byłam uradowana, że nie zostałam schwytana już na starcie. Potrzebowałam tej roślinności dookoła mnie. Czasami w żartach śmiałam się, że jestem jakąś czarownicą, bo nie dość, że ruda, ale także z wielką pasją do jakiegoś zielska. Co mają rośliny do czarodziei wszelkiej maści? A no mają. I to dużo. Mówi się, że czarownice czerpią swoją moc z otoczenia i najlepiej czują się wśród roślinności. Może coś w tym jest? Skąd mamy pewność, że takie magiczne istoty nie żyją wśród nas? Mogą się gdzieś ukrywać i udawać przed innymi, że się wcale nie wyróżniają. O dziwo w to wolę wierzyć niż w jakiegoś Boga. Wiem. To trochę przykre, ale jakoś tak życie mnie nauczyło, że Boga nie ma i nigdy nie było. Bo… Bo czy inaczej zrobiłby mi coś takiego, gdyby istniał? Sprawiłby, że wylądowałabym tutaj po całych mękach z moją matką? W dodatku zesłałby na mnie tą wstrętną Amelię? Byłby aż taki podły? No właśnie. Więc nie jestem w stanie uwierzyć w jego istnienie i zapewne nigdy do tego nie dojdę.
No ale dość już tych rozmyślań religijnych. Czas na powrót do naszej ślicznej fabuły odnośnie parku. Weszłam spokojnym krokiem na teren pięknego parku. O tej porze dnia było tutaj jeszcze chłodno, lecz chyba najpiękniej. Słońce próbowało jakoś przedostać się przez ospałe jeszcze drzewa, aby nadal trochę cieplejszego wyrazu temu miejscu. Gdy się skupiło swoje myśli, można było usłyszeć delikatny śpiew ptaków, które nakłaniały poranek do zaczęcia nowego, cudownego dnia. Gdzieniegdzie czasami pojawiła się jakaś ruda kita skacząca z drzewa na drzewo. Wiewiórka. Uwielbiałam te zwierzęta. Takie niezależne, robiące, co chcą i takie piękne. Aż przez moment chciałam stać się nagle taką wiewiórką i latać, chociaż wiem, że to niemożliwe i praktycznie niewykonalne. Tym bardziej wiedząc, że sama mam lęk wysokości.
No i znowu odeszłam od tematu. Znowu. Jak widać dzisiaj zdarza mi się to, aż nazbyt często. Straszne.
Park był po prostu przepiękny, chociaż i tak dopiero wchodziłam na jego teren i jeszcze nie byłam w moim ulubionym miejscu. Musiałam przejść się tak mały kawałeczek, aby trafić wreszcie w odpowiednią dróżkę, która prowadziła nad jezioro. Tam zawsze jest cudowny widok. Po chwili byłam już na miejscu i mogłam przyjrzeć się jeszcze bardziej znanym mi rejonom tego zakątka. Jezioro nie było wielkie, ale też i nie całkiem małe. Woda przejrzysta, niczym nie skażona, aż zapraszała do zamoczenia w niej swoich dłoni dla ochłody. Wydawała mi się największym cudem świata, bo w dzisiejszych czasach tak czystych wód praktycznie już nigdzie nie ma. Cały czas mówi się tylko o jakichś zanieczyszczonych rzekach itp. A tutaj taki rarytas dla oczu. Tutaj zawsze kilka złotawo-szarawych rybek zawsze pływało przy brzegu radośnie sprawdzając, kto się tutaj czai. Były bardzo szybkie i zwinne. Nie dało się ich złapać gołymi rękoma. Wiem, bo próbowałam już nie raz chcąc zobaczyć je z bliska. Nigdy mi się to małe polowanie nie udawało, a chciałabym tylko dotknąć i zobaczyć bez skrzywdzenia. Pozostawało mi tylko patrzenie na to jak ruszają swoimi płetewkami. Wystarczało mi nawet to. I tak było to lepszą rozrywką od siedzenia w domu dziecka. Przynajmniej panowała tu cisza i spokój, którego w tej chwili mój wiecznie żwawy organizm tego potrzebował.
Od razu usiadłam na moim ulubionym kamieniu przy brzegu. Był taki duży, szary i idealny pod każdym względem. O dziwo był wygodniejszy od krzesła. Czasami nawet chciałam go zabrać ze sobą, lecz to było niewykonalne. Dlaczego? Czy byłabym w stanie unieść kilkadziesiąt kilogramów na raz? No właśnie, dlatego na razie musiałam cieszyć się tym tylko tutaj. Musiało wystarczyć.
Patrzyłam na słońce, które zaczęło wznosić się coraz wyżej i wyżej. Magiczna chwila. Kocham po prostu wschody i zachody słońca. To samo tyczyło się księżyca. W szczególności, gdy nastawała pełnia. Wtedy mogłam siedzieć przy parapecie i wpatrywać się w to lśniące bielą i złotem kółko. Aż do samego rana. Zaraz po tym moje dni były dość trudne, bo chodziłam bardzo ospała, gdyż nie dostarczałam sobie wtedy odpowiedniej ilości snu, chociaż wcale wiele nie potrzebowałam.
Natura coraz żwawiej budziła się po nocnym odpoczynku. Coraz więcej dźwięków dochodziło do mych uszu. Byłam szczęśliwa będąc tutaj. Chciałam tu zostać na zawsze. W pewnej chwili nawet zaczęło mi z tego powodu odwalać. Zaczęłam po prostu sobie nucić coś pod nosem, co jak na razie było tylko jakąś melodią. Żadnych słów, żadnego tekst, żadnego konkretnego sensu. To była muzyka mojej głowy. Dopiero po kilkunastu taktach zaczęły z moich ust wypadać słowa. Skąd wiem to tak dokładnie? Zawsze tak śpiewam. Na początku nucę sobie, aby rozgrzać nieco mój głos, a dopiero potem wbijam się w odpowiednią tonację i zaczynam sobie cicho śpiewać. To było u mnie na porządku dziennym. To jedna z moich pasji, którą nie chwalę się jakoś tak zanadto. Wiedzą to tylko moje przyjaciółki, ja i teraz Ty mój drogi. Wolę śpiewanie w swoim „domowym” zaciszu. Jakoś tak się przyzwyczaiłam. W końcu brak mi jakoś tej pewności siebie, aby nawet ewentualnie spróbować czegoś więcej.
„It's a little bit funny this feeling inside
I'm not one of those who can easily hide
I don't have much money but boy if I did
I'd buy a big house where we both could live

So excuse me forgetting but these things I do
You see I've forgotten if they're green or they're blue
Anyway the thing is what I really mean
Yours are the sweetest eyes I've ever seen

And you can tell everybody this is your song
It maybe quite simple but now that it's done
I hope you don't mind
I hope you don't mind that I put down in words
How wonderful life is now you're in the Word”
Nie zaśpiewałam całej piosenki. Dlaczego? W sumie sama tego nie wiem. To był tylko fragment jednego z wykonywanych przeze mnie dość często utworów. Kochałam śpiewać, lecz nie zawsze ze wszystkimi piosenkami dochodziłam do końca. Miałam tylko jeden warunek u siebie. Jaki? Śpiewaj zawsze to, co Ci w duszy gra. Akurat lubiłam jakoś śpiewać piosenki z sensem. O dupie Marynie jakoś nie potrafiłabym się wczuć i zaśpiewać cokolwiek. W końcu taka muzyka dla mnie była jakoś bez sensu. Ta piosenka jakoś przemawiała do mnie. Sama chciałabym kiedyś, gdy się w kimś już zakocham, wyznać swoje uczucie w następujący sposób – poprzez te słowa.
Uśmiechnęłam się chyba wtedy sama do siebie. Nie pamiętam, ale tak mi się wydaje, bo często tak robię, że aż mi się nosek marszczy. Chwilę później po moich plecach przeszedł dreszcz. Może tylko taki przysłowiowy, ale jednak. Usłyszałam czyjś głos. Miałam pewność, że ta osoba stoi za mną. Odwróciłam powoli swoją głowę zapewne z jakimś przerażeniem wymalowanym na swojej twarzy. Nikogo nie widziałam. Nie wiem, czy to niestety czy akurat może stety. Miałam wrażenie, że się przesłyszałam. Od razu stwierdziłam, że czas już sobie stąd pójść. Tak będzie najlepiej, skoro już mam jakieś przesłuchy. Lepiej nie ryzykować. Może za mało spałam jednak i dlatego mi wtedy zaczęło dziwnie dźwięczeć w głowie? Hm… Po chwili jednak się okazało, że jednak ze mną wszystko w porządku. Otóż gdy wstałam i chciałam wrócić do siebie, wpadłam na kogoś. No jak tak można włazić na ludzi? No chyba trzeba być mną. Uniosłam swoją głowę, aby zobaczyć kim jest ta osoba. Moim oczom ukazał się słodki uśmiech, a potem jasne oczy. Dopiero teraz dostrzegłam blond kudełki sięgające aż za jego uszy. No i kolczyk w lewej dziurce nosa. Nie wiedziałam, co w tej chwili mam uczynić. Najchętniej ot tak bym uciekła teraz i już tutaj przez miesiąc nie wróciła. Tym bardziej, gdy usłyszałam jego zachwalające słowa.
- Masz piękny głos. Taki nieśmiały. Aż idzie się w nim zakochać. – mówił coś w tym rodzaju.
Przeraził mnie tym. Dlaczego? Może dlatego, że nie byłam przyzwyczajona do takich słów. A może chodziło o coś innego? Nie wiem sama. Mogło tutaj być naprawdę różnie w tej chwili.
- Dziękuję. – wyszeptałam zaledwie nie wiedząc, co jeszcze dodać.
Nie znałam go. Nie wiedziałam kim jest i jakie ma zamiary. Chciałam stąd odejść. Wiem. Zachowanie godne trusi. No ale na swój sposób byłam i buntowniczką i trusią w jednym. Taki przypadek bliźniaka.
- Piękne miejsce i piękna osoba. – dodał znowu blondynek.
Spojrzałam na niego rozszerzając swoje źrenice nieco. Coraz bardziej zaczynał mnie przerażać. Spojrzałam szybko na swój zegarek. No pięknie! Mam przechlapane na całej linii. 9.30. Za długo tutaj zabawiłam. Już dawno po śniadaniu i zapewne wszyscy już wiedzą, że gdzieś zniknęłam. Oj czuję, że pani Berckers mnie dzisiaj zje. Oj na pewno tak będzie. Nie odpuści mi nic. Takie to babsko niedobre niestety.
- Ja już muszę lecieć. – westchnęłam tylko delikatnie i zaraz po tych słowach migiem runęłam w jedną z uliczek.
Musiałam biec. Musiałam się spieszyć, aby nie było większego ochrzanu, chociaż i tak czułam, że ten sięgnie zenitu. Nie wiem teraz, czy ten chłopak cokolwiek jeszcze powiedział. Ba. Nie wiem nawet, czy się zainteresował i tam jeszcze chwilę został. Nic nie wiem. Przez całą drogę miałam jednak jego oczy cały czas przed sobą. I ten cały uśmiech.

Po około 10 minutach. Tak przynajmniej mi się zdaje, bo nawet nie spojrzałam na czas, gdy stanęłam przed wielkimi drzwiami naszego bidula. Po cichu weszłam do naszego domu i biegusiem skierowałam się na górę. Całe szczęście. Nikt nic nie zauważył. Tzn. Pani Berckers nic nie zauważyła, bo niezłą burdę udało mi się dostać od Lee, która zaczęła mi marudzić, że powinnam myśleć o konsekwencjach jak mnie złapią. To taki mój świerszcz Pinokiowy. Takie moje sumienie. Gdy jej opowiedziałam o tym chłopaku i o tym, że cały czas mam go przed oczami, zaczęła piszczeć radośnie, że się zakochałam. Serio? Tak szybko? Nie. Na pewno nie. To całkowicie niemożliwe. Uczucie zakochania pojawia się znacznie później. No ale w sumie, co ja tam mogę wiedzieć. W końcu nigdy jeszcze nie poczułam czegoś takiego, więc to uczucie jest mi totalnie obce. Na razie to tyle. Potem jeszcze się odezwę. W końcu niebawem 15. Czas podsłuchiwania. 

piątek, 15 sierpnia 2014

Odcinek 4: Tajemnicze przesłuchanie

Zaskakujące. Bardzo zaskakujące. Aż nadal jestem w jakimś dziwnym szoku. A tak. Nie napisałam o co chodzi, a jestem tak podekscytowana, że Ty biedaku, mój pamiętniku, nic nie jesteś w stanie zrozumieć. No tak. Tylko czy będę w stanie napisać to wszystko ot tak wprost? Chyba lepiej zacząć od samego początku. Ogółem sytuacja z Amelią nadal była mocno napięta. Unikałam jej, aby nie doszło do kolejnej wojny. Po szmacianej mam już dosyć i wolę się nie wychylać. W końcu nadal Pani Berckers patrzy na mnie wilkiem. Kolejna scysja z jej ukochanym aniołkiem gwarantowałaby mi przeprowadzkę do poprawczaka. Oj ta baba jest na mnie cięta. I to bardzo. Od samego początku. No nic. Trzeba jakoś zacisnąć zęby i trzymać się mocno, aby nie dać powodu do niczego. Unikałam jej jak jakiegoś ognia, ale wiadomo nie jest to za bardzo możliwe tutaj. Wpaść w końcu na siebie musimy. To nieuniknione wręcz. Grrr… No ale na razie my jeszcze nie o tym.
Wracałam właśnie ze szkoły i jak zwykle musiałam przejść obok gabinetu Pani Berckers. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak w sumie było. Przypadkiem podsłuchałam jakąś dziwną rozmowę. Chyba ta kobieta rozmawiała przez telefon. Raczej nie sądzę, aby to była próba rozmowy z duchami albo z samą sobą. Chociaż… Ta kobieta jest jakaś nawiedzona, więc nie zdziwiłabym się, gdyby to była jedna z takich dziwacznych rozmów z niewiadomo kompletnie kim.
No to wracając do naszej opowieści. Przechodziłam akurat obok gabinetu Pani dyrektor i udało mi się coś podsłuchać. Cały czas słyszałam tylko ową kobietę. Zwrotnych odpowiedzi zero, nic. Zapewne to był telefon. Tak. Musiało tak być. W pierwszej chwili wszystko przemknęło mi koło ucha, bo nie interesowała mnie jej prywatna sprawa. To byłoby w sumie bardzo dziwne i nienormalne, gdybym interesowała się jej słowami skierowanymi do kogoś innego niż ja. Tym bardziej, że chciała chyba się nieco przypodobać i zamydlić komuś oczy. Tak. Musiało tak być. Nie uwierzę w nic innego. Znam tą babę za długo, żeby pamiętać teraz ten ton głosu, gdy chce coś uzyskać.
Przystanęłam momentalnie słysząc słowo przesłuchanie. Czyżby to babsko coś zrobiło? O matko. Jaka to byłaby radość wiedząc, że ją zamkną. I to jeszcze z Amelią! Normalnie poszłabym chyba do jakiegoś kościoła po raz pierwszy. Oj tak! Zdecydowanie! Jednak słysząc ciąg dalszy wypowiedzi Pani Berckers, zdałam sobie sprawę z tego, że to tylko jedynie jakieś marzenia nie do spełnienia.
- Tak, tak… Oczywiście… – mówiła. – Proszę przyjść jutro o godzinie 15.00… Do widzenia.
A więc się coś będzie działo. Aż nie mogę się doczekać tego dnia, aby sprawdzić o co chodzi. Och tak. I to jak bardzo. Tym bardziej, że nie wiem o co chodzi. No dobra. Tutaj ujawnia się moja wada, czyli wsadzanie nosa w kilka niepotrzebnych spraw. Jednak jak to mówią: Ciekawość jest ludzka. Co? Nie mówią tak? Ja tak mówię, więc mówią. I kropka wielka.
Po chwili Pani dyrektor ponownie gdzieś zadzwoniła. Z rozmowy zrozumiałam, że wzywa do siebie swoją córkę, czyli Amelię. Niebawem przyszła tutaj. Ja zdążyłam się ulotnić akurat na piętro wyżej. Gdy było już czysto, przyleciałam tutaj na dół znowu, aby dowiedzieć się więcej. Po raz kolejny przyłożyłam swoje ucho do drzwi i nadsłuchiwałam całej rozmowy. Teraz mogę się pomylić co nieco do wypowiadanych przez nie słów, bo nie jestem w stanie wszystkiego zapamiętać. W końcu najważniejszy jest tutaj sens, prawda?
- Amelio, zaprezentuj się z jak najlepszej strony. To wielka szansa dla Ciebie. – mówiła dorosła kobieta do swojej pociechy.
- Tak, mamusiu. Przecież wiem. Nikt nie może mnie pokonać. Mam najlepszy głos. – rzekła pewna swego Amelia.
- Na pewno wygrasz ten kontrakt. Nie może być inaczej. – uśmiechnęła się i dodała – No dobrze. Idź teraz spać, bo jutro będzie ważny dzień dla Ciebie. Musisz być wyspana, aby pokazać na co Ciebie naprawdę stać. Zależy nam na tym.
Coś takiego padało z ich ust. Ciekawe, nie? Aż sama chcę się przekonać o czym tutaj jest mowa. Przydałoby się. Muszę się jakoś tej małpie odwdzięczyć za wszystko i jakoś się odpłacić. Oj tak. Muszę wręcz zniszczyć jej plany. Zresztą Ci, co zawsze są pewni wygranej, w końcu przegrywają i mają wielki zawód potem. Tutaj też by się tak przydało. Oj tak. Bardzo przydało.
Trzeba spamiętać tą godzinę, aby jutro wparować tam i trochę coś zamotać. Chociaż… Czy ja byłabym w stanie zrobić coś takiego? No właśnie nie wiem tego sama. Ech… Z ta szmatą się udało, ale tutaj to nie wiem czy byłabym w stanie coś napsuć. Zobaczymy, co przyniesie jutro.

Dzisiaj tak krócej, bo nie mam pomysłu na rozwinięcie jeszcze bardziej tak krótkich wydarzeń. W sumie po co robić rozlewającą się notkę, gdy nie ma takowej potrzeby? No właśnie. Tak więc na dobranoc mój drogi piszę Ci, że jeszcze wrócę i napiszę coś więcej o tym, co się stanie dnia jutrzejszego. Pod warunkiem, że to wszystko w ogóle przeżyję.

Następny odcinek pojawi się, gdy pod tą notką będą min. 3 komentarze. Tak. To jest mały szantaż, bo wchodzicie i milczycie. Pokażcie mi, że się Wam tutaj podoba. A odcinków mam już kilka przygotowanych, więc... No teraz czas na Was.