wtorek, 19 sierpnia 2014

Odcinek 6: Dziwny obrót sprawy

Tym razem znowu bez tablicy. Będzie dodana niebawem. Tylko muszę pośpieszyć mego grafika z tym. Mam nadzieję, że się nie gniewacie i poczekacie tyle na ujrzenie tych zacnych postaci. A uwierzcie mi... Jest na co popatrzeć. xD Poza tym przepraszam, że tyle czekacie na kolejne odcinki. Ostatnio ciężko mi się za coś zabrać i dopisać coś nowego. Moja wena pojechała do Jersey i mnie zostawiła na całe 3 tygodnie. Och Mia ja Ci dam tak mnie porzucać niedobroto jedna. Całe szczęście odezwała się dzisiaj i czuję przypływ weny na kolejne odcinki. A no tak. Mówiłam, że mam kilka w zanadrzu. Owszem mam, ale nie chcę wszystkiego dać na raz, a potem kazać Wam czekać pół tygodnia na kolejny. Tak więc... spokojnie. Może niedługo powrócę do codziennego wstawiania notek. Jak na razie musi wystarczyć jeden na dwa dni. Życzcie mi owocnej pracy dzisiaj - 3 odcinki chcę napisać, a tak mało czasu mam na wszystko <smuteczek>. A muszę się wyrobić, bo za dwa dni wyjeżdżam i na wyjeździe na pewno nie będę mieć jak pisać. Ale to nie oznacza, że odcinków nie będzie moi kochani. Będą. Tylko muszę je wcześniej napisać. Także no... czekajcie cierpliwie i trzymajcie kciuki. A oto odcinek 6 opowiadania z Anną Anastasią w tle. Przyjemnego czytania.


No i znowu się pojawiam. Tak. Udało mi się przeżyć ten dzień. I to z jakimi emocjami. Normalnie aż sama jestem w szoku. Już sądziłam, że nie uda mi się tego przetrwać ze względu na wynikłe w pewnym momencie sytuacje, ale jednak. Nie zabili mnie. Tylko by spróbowali. Dałabym popalić i by zwiali, gdzie pieprz rośnie. Jednak czas na pełniejsze wyjaśnienia, bo pewnie i tak nic z tego nie rozumiesz Pamiętniczku. Dobrze. Zacznijmy od samego początku.
Dochodziła już umówiona godzina, czyli 15. Siedziałam nadal w pokoju z Lee. Dotrzymywałyśmy jakoś sobie towarzystwa bawiąc się jak zwykle w pisanie poezji. Tak. Uwielbiam to, chociaż wiem, że daleko mi do jakiegokolwiek poziomu. Jakoś tak chyba lepiej wychodzi mi normalne pisanie, czyli wszelkiego rodzaju wymyślne opowieści. Jakoś bardziej się temu oddaję. Bardziej w pełni.
Siedziałyśmy tak w pokoju i nagle mi się przypomniało, że to już ta pora. Chciałam wyjść tak jakoś po kryjomu, ale Lee mi nie dała. Zaczęła się dopytywanka. Po chwili musiałam zacząć wszystko tłumaczyć. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, bo w odwecie dostałam coś takiego:
- Nie pchaj się w to, bo znowu oberwiesz. – ponownie moje sumienie postanowiło się wtrącić.
Próbowałam jakoś podawać argumenty za, ale jakoś Lee mnie nie słuchała. Na wszystko znajdowała jakieś anty. Dopiero po jakimś czasie dla świętego spokoju stwierdziła, że dobra. Mam robić, co uważam za słuszne, ale żebym potem nie przyleciała do niej z płaczem. Miałam wtedy już wybiec uradowana z pokoju, lecz Azjatka znowu się wtrąciła.
- Wiesz co… Jednak nie puszczę Ciebie samej. Idę z Tobą. Muszę Ciebie przypilnować. Inaczej znowu chwycisz za szmatę, albo zrobisz coś jeszcze głupszego. – mniej więcej taki sens miały jej słowa.
Tak przynajmniej ja to pamiętam. Zaraz po tym postanowiłyśmy na spokojnie zejść na dół. Rozglądałam się dość dokładnie po korytarzach i schodach, czy czasem nikogo tam nie ma. Nie chciałyśmy przypadkiem na kogoś wpaść, żeby nie zaczęły się salwy pytań, a poza tym nie potrzebowałyśmy jakichś świadków naszego podsłuchiwania. W końcu każda osoba taka mogła potem komuś coś donieść i będą wielkie problemy. Problemów miałyśmy już zanadto. Kolejnych nie potrzeba.
Stanęłyśmy cichaczem pod drzwiami do gabinetu Pani Berckers. Miałyśmy nadzieję, że uda nam się coś podsłuchać. Przystawiłam swoje ucho do drzwi, a wtedy Lee zaczęła znowu panikować. Próbowała mnie jakoś przekonać, że to głupie i powinnyśmy wracać do siebie. Nie zwracałam na nią większej uwagi prócz prób uciszenia, bo za chwilę podsłuchają oni nas, zamiast my ich i będzie nieco dupnie. Nic nie słyszałam w pierwszej chwili. Dopiero jak przyjaciółka ucichła, zaczęłam słyszeć jakieś głosy. Było ich kilka i dlatego mi się nieco mieszały, więc ciężko szło ze zrozumieniem. Kurcze. Tyle pracy na nic? Tak być nie może. I właśnie wtedy coś zesłało nam tutaj osobę niepotrzebną.
- A wy co tu robicie?! – usłyszałam za swoimi plecami kobiecy, acz zimny jak sopel lodu głos.
Znałam ten głos, choć miałam nadzieję, że dzisiaj się z tym przesłyszałam. Błagałam, żeby tak było. W końcu to jest kolejny koszmar dla mnie. Pani Coles. Aż się bałam odwrócić, więc zastygłam w jakimś bezruchu. Lee spojrzała tylko z przerażeniem na kobietę. Wiedziałam już, że starsza o rok dziewczyna mi tego nie wybaczy. Będziemy mieć przechlapane na całej linii. Pani Coles nam tego nie daruje. Ona nie z takich. Zrobi wszystko, aby ładnie dopiec. Taki drugi tyran tego miejsca.
W końcu odważyłam się jakoś odwrócić i spojrzeć. Zimne oczy kobiety wpatrywały się we mnie jak w największego wroga. Tak przynajmniej ja uważałam wtedy. I chyba w sumie zbyt wiele się nie myliłam. Nie umiałam w tej chwili nic kompletnie powiedzieć. Tak jakby umiejętność mowy nagle we mnie zanikła.
Kobieta chwyciłam nas obie za fraki i od razu bez żadnego stuku puku otworzyła drzwi do gabinetu. Wepchnęła nas tam jak jakieś dwa worki z kartoflami, że aż prawie wywinęłam orła i to wprost pod nogi znanej mi osoby. Nie. Nie chodziło tutaj ani o Amelię, ani o jej matkę. Przed moimi oczami ukazał się pewien młodzieniec. Znałam te oczy, usta, włosy, kolczyk w nosie. Tak. To ten chłopak z rana. Oboje byliśmy sobą zadziwieni w tej chwili. Pewnie mnie się tutaj nie spodziewał. Ja go tutaj tym bardziej. W końcu nie wyglądał na kogoś bez rodziców. Był raczej z tych nadzianych. Tak przynajmniej wynikało z jego stroju. Był w lekkim garniturze. Tak. Koszuli brak i spodni odpowiednich, odmiennych od jeansów również. Za to marynarka w kolorze czerni, aż zadziwiała swoim krojem. Sądzę, że takie ubrania nie idzie kupić za parę drobnych moneciaków.
Zrobiłam większe oczy nie mogąc znowu wydusić z siebie żadnego słowa. Chwilę później znalazłam się w jego ramionach. Wcześniej nie miałam do nich daleko, ale jednak. Uśmiechnęłam się nieco sztywno oddalając się od razu od chłopaka i stając obok przyjaciółki. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Pani Berckers coś do nas gada z istną zawiścią w oczach. Spuściłam głowę.
- Słucham?! Jak to podsłuchiwały?! Czy to prawda Lee?! – spytała się mojej przyjaciółki
- Tak, proszę pani – zrobiła się niczym burak czerwona z tego wszystkiego.
Głupio wyszło, ale cóż na to poradzić. Tak czasami bywa. W czerwieni nam też ładnie do twarzy, prawda? Na pewno. Wręcz musi.
Zaraz po tym podniosłam do góry swoja głowę, aby jeszcze raz spojrzeć na nieznajomego z parku. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że był tutaj ktoś jeszcze. Dwóch mężczyzn równie przystojnie odzianych. Aż znowu jakoś tak dziwnie spojrzałam w podłogę. Bałam się, że zaraz będzie wielka akcja. W końcu za to powinnyśmy strasznie oberwać. To było tutaj naganne wręcz.
- Porozmawiam z Wami później. – uświadomiła sobie, że nie może na nas nakrzyczeć przy gościach. – A teraz do pokoju i nie wychodzić stamtąd aż Was nie zawołam.
Tak przynajmniej mi się zdawało, że sobie coś takiego uświadomiła. No tak. Nie chciała robić sobie złej renomy. W końcu mogłaby się w końcu zachować tak, że podeszłoby to pod jakiś paragraf.
Odwróciłyśmy się tyłem w celu opuszczenia tego miejsca, ale jakoś nam to nie wyszło. Usłyszałam głos tego chłopaka. Aż nagle zamarłam.
- Momencik. Ja słyszałem głos tej dziewczyny w czarno-białej bluzie. Jest nieziemski. Chciałbym, aby i ona wzięła udział w konkursie. – coś takiego mówił.
Nie pamiętam tego dobrze. Zbyt wiele emocji. Chyba nie byłam w stanie nawet się odwrócić znowu przodem w jego kierunku. Zrobiło mi się zimno i ciepło zarazem. Odwróciłam się tylko dlatego, że zmusiła mnie do tego Lee. Jak to zrobiła? A po prostu pociągnęła mnie za ramię sprawiając, że moje ciało zatoczyło się nieco w jej kierunku. Zabawne, nie?
- Niestety ona nie może, bo… – nie dokończyła dyrektorka, bo przerwał jej jeden z mężczyzn siedzących w pomieszczeniu.
- Albo ona i pani córka, albo żadna. Skoro tego chce mój syn, to tak musi być. Prawda Nathanielu? – spojrzał na swojego przyjaciela.
- Zgadza się Ianie. – wypadło z ust drugiego.
Byłam w wielkim szoku. Tym bardziej, że dowiedziałam się, że ten chłopak jest synem jednego z nich. Nie wyglądali na 40latków. Raczej marne 30. Nie więcej. Wow. Pozazdrościć. Do tego miałam ochotę zabić tego młodego blondyna za jego słowa. W końcu nie lubiłam nic śpiewać przed kimś, a tu mi z jakimś konkursem wyjeżdżają nagle. Normalnie ubić, a potem płakać, że to się zrobiło.
Kobieta przez parę chwil milczała w ciszy zastanawiając się, co ma teraz zrobić. Nie chciała się na to godzić. Nie musiałam nawet na nią patrzeć, aby domyślić się tego. Wystarczył sam fakt, że ją znałam już tyle lat. To naprawdę wystarczające, aby wiedzieć, jaką reakcję będzie mieć. Słodzio po prostu. Gorzej już chyba być nie może.
- Dobrze. Proszę dopisać Annę Anastasię do listy. – mówiła nieco wkurzona.
Po Amelii widziałam, że miała teraz ochotę podejść do mnie i mi przywalić. Tylko by spróbowała, a z podbitymi jak panda oczami chodziłaby chyba przez miesiąc. Tak. Mam ciężką rękę. Czasami. Przypadkowo zawsze. Nieprzypadkowo? A tego to chyba jeszcze nie było.
- Ale mamo… - wysyczała cicho do niej blondyneczka malutka.
- Cicho! – warknęła nieco na nią. – Proszę dopisać.
Ale afera będzie. Już się boję wychodzić z pokoju przez jakiś miesiąc. To dziecię nie da mi teraz żadnego spokoju. To pewne jak to, że jutro wstanie słońce. Nawet nie miałam już odwagi znowu spojrzeć na któregoś z panów, albo tego chłopaka. Bałam się po prostu tego, co mogę ujrzeć. Głupie wiem.
- Dziękujemy. Odezwiemy się do kandydatek w przyszłym tygodniu. Do widzenia. – pożegnali się z nami i wyszli z gabinetu.
W sumie to wyszliśmy wszyscy razem. Pani Coles wraz z Panią Berckers postanowiły odprowadzić panów do drzwi. Amelia była wściekła, ale za tym chłopakiem też chwilę wolała pójść. Zdążyła szepnąć mi tylko jedno zdanie. Jakie? A już piszę.
- Nie dasz mi rady wyrzutku.
Brzmiała tak dumnie, że aż miałam ochotę znowu jej dumę zmieszać z błotem. Ach te dziwne moje myśli. Oby większość z nich do skutku jakoś nie doszła, bo to byłby jakiś czysty Armagedon.
Szybko poleciałyśmy na górę, aby nie dać po sobie jeździć dalej. Po drodze Lee obrzucała mnie różnymi słowami. Bała się kary. Bała się tego, co teraz się stanie. No tak. Była ze mną w tym bagnie. Była takim biedactwem. Stwierdziłam, że wszystko wezmę na siebie. Ona będzie tylko po prostu niewygodnym świadkiem, który próbował mnie odciągnąć od tego czynu. W sumie tak było. A dzięki tym słowom nie oberwie się jej aż tak mocno. To ja będę mieć przekichane najbardziej.
Dopiero na górze zdałam sobie sprawę z tego, że coś mam w kieszeni mej bluzy. Jakiś zwitek papieru. A co było na nim? Och… Numer telefonu, a pod spodem dopisek: Shon. Aż nie mogłam w to uwierzyć. Bo przecież kiedy? Jak? No nie wiedziałam, co teraz mam zrobić. Tym bardziej, że zadzwonić do niego nie zadzwonię. Nie mam jak. Tak to jest jak nie posiada się głupiego telefonu. 

3 komentarze:

  1. Witaj, zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards. Więcej informacji i zasady znajdziesz tutaj:
    http://superwhovengerlock.blogspot.com/p/liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Ja w to nie wierzę! To ja ciebie chciałem pierwsza nominować...
    Ale nieważne. XD
    Ode mnie także otrzymujesz (drugą) nominację do LA. Więcej szczegółów na moim blogu.
    http://nowa-w-hogwarcie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga równie zacna jak pierwsza. Na pewno odpowiem na pytania. Już niebawem. xD

      Usuń