No i nadszedł czas na pierwszy odcinek. Nareszcie. Mam nadzieję, że będzie Wam się dobrze czytało i szybko zachcecie kolejny, który już od dawna czeka na dodanie. Tak, tak, tak. Sebusii ma już kilka odcinków zapasie, więc ładnie mi komentować, a będzie niebawem kolejny zacny odcinek. A więc nie będę już dłużej przedłużać. Enjoy it everyone!
Nazywam się Anna Anastasia. Nie, Anastasia to nie nazwisko.
To również moje imię. Lubię się przedstawiać tak pełnie. Przedstawienie się
jednym imieniem byłoby dla mnie niczym nieprzyznawanie się do tego kim jestem,
a przecież jestem tym, kim jestem. Nie wyprę się tego nigdy. W końcu to jedyna
rzecz, jakiej nikt nie może mi odebrać. To moja godność i noszę ją z dumą. Tak
więc mam na imię Anna Anastasia i mam 16 lat, jeszcze. Z niecierpliwością
wyczekuję upragnionej pełnoletniości, chociaż przyniesie mi to z sobą wiele
niepewności. Chociaż Londyn jest miejscem pełnym możliwości, boję się. Boję
się, że moje życie jak zwykle zrobi mi figla i zostanę z niczym. W sumie to i
tak nie mam nic prócz mojej godności i przyjaciółek. Mój los postanowił ze mnie
sobie zażartować już wiele lat temu. Miłość ojca do córki jest mi kompletnie
nieznana. Tyle razy próbowałam go sobie wyobrazić, ale tak naprawdę wychodziła
z tego jedynie czarna plama. Nie wiem o nim nic, gdyż moja matka nawet nie chciała
mi nic o nim powiedzieć wmawiając mi, że jest podłym człowiekiem i nas porzucił
zanim się urodziłam. Nienawidziłam go i kochałam jednocześnie. Przecież był
moim ojcem. Musiałam mu wszystko wybaczyć. Moje wyobrażenia z czasem zaczęły
nabierać kształtów przez moje ideologie i poznawanie mężczyzn w towarzystwie
mej matki. Nie. Ona nie była prostytutką, chociaż szukała sobie jakiegoś
towarzysza życia. Była duszą towarzystwa, a niektórzy panowie byli bardzo
dobrzy dla mnie jakby chcieli się wkupić w moje łaski, jednak nikt nie był w
stanie zastąpić mi tego, co nie było dane mi nawet poznać – ojca. Wyobraziłam
go w końcu sobie jako wysokiego mężczyznę o jasnych oczach. Chyba niebieskich
nawet. Skąd taki kolor oczu? Ja mam takie, a moja matka ma ciemne czekolady. Po
kimś musiałam mieć takie oczy. W dodatku jakoś sądzę, że on ma również zarost
na twarzy. Jakoś tak bardziej lubiłam tych z zarostem z towarzystwa mej matki.
Do tego ciemne włosy, nie za długie, nie za krótkie. Ciężko to określić.
Chciałam też, aby nosił garnitury. Mężczyźni w garniturach wydawali mi się
wtedy jacyś tacy bardziej dostojni i bardziej kulturalni. Pewnie nic z tego nie
było prawdą, ale każde dziecko potrzebuje, chociaż spróbować sobie wyobrazić
kogoś, kogo nie widziało, a był dość ważną częścią życia. Ja wyobrażałam go
sobie w ten sposób. Przynajmniej wtedy nie zwariowałam. Przez 10 pierwszych lat
mego życia żyłam w miarę normalnie. Tak jak każde dziecko, które najadło się
jakiegoś szaleju. Miałam kilka wypadków, które czasami o włos nie zakończyły
się śmiercią. Pewnego dnia spadłam z szafy, bo bawiłam się we wspinaczki
alpejskie po meblach. Taka wyobraźnia małego dzieciaka. Ledwo uszłam wtedy z
życiem, bo telewizor, który stał na szafie, prawie mnie przygniótł. Przeżyłam
tylko dlatego, że obok stała kanapa i wpadłam akurat w szparę pomiędzy szafą, a
ową kanapą. Inaczej nawet nie zaczęłabym tego pisać, bo po prostu bym już była
kilka metrów pod ziemią. W dodatku kiedyś pięknie spadłam z drabinek na dworze
i coś strzeliło mi w plecach. Wielki płacz, ale nic poza tym. A moja matka?
Nawet nic nie zauważyła. Gdyby zauważyła, pewnie i tak by nic nie zrobiła. Ba.
Nie przejęłaby się w ogóle mną. To było u niej normalne. Sączyła we mnie tylko
jad przeciwko mojemu ojcu i z czasem nawet zaczęła mnie obarczać winą za to, że
ona nic nie ma. Czułam się gorzej niż jakieś gówno. Bolało. Każde jej słowo. Do
tej pory dźwięczy mi wszystko w mej głowie. Tak jakby działo się to teraz. Aż
chce mi się płakać… Ale nie. Nie wolno mi. To było tak dawno temu. Trzeba się nauczyć
jakoś żyć. Gdy miałam już wreszcie te 10 lat, moja matka stwierdziła, że nie
chce już mnie. Nie rozumiałam wtedy o co chodzi. Nie rozumiałam nawet, gdy
stanęłyśmy pod jakimś wielkim budynkiem i weszliśmy tam do środka. Zrozumiałam
dopiero gdy jedna z pań powiedziała mi, że moja mama już nie wróci, a ja
zostanę tutaj. Od tamtej pory minęło 6 lat, a ja nadal mieszkam w Domu Dziecka
w Londynie. Tak. To stało się moim domem. Nie tylko moim zresztą. Takich jak ja
jest tutaj na pęczki i może dlatego ciężko tutaj o jakiś spokój. Wiele wrzasków
i obowiązków. Tak. Każdy musi tutaj coś robić dla ogółu. Przyzwyczaiłam się już
do tego. Nie przyzwyczaiłam się tylko do kilku osób. Jak wszędzie każdy ma
jakichś wrogów, mam i ja. Cóż… Life is brutal, isn’t it? Po co w ogóle ja to
wszystko piszę? Dobre pytanie. Pewnie jakoś próbuję sobie ulżyć w cierpieniu,
gdyż może i fakt, że mam swoje przyjaciółki, ale i tak czegoś brakuje. Pisanie
zawsze jakoś poprawiało mi humor i teraz… i teraz chcę wreszcie się sama przed
sobą zwierzyć z wszystkiego. Tak. W formie takiego pamiętnika. Żeby nie
zapomnieć o tym, co mnie stworzyło i… i ukształtowało. Każda rana pozostaje w
postaci blizny, a to właśnie one sprawiają, że jesteśmy tacy, a nie inni. Dzięki
temu wiemy, co jest ważne, a także czym sobie nawet głowy nie zawracać. Uczymy
się żyć na podstawie przeżytych błędów i kopniaków od losu. Dzięki temu
potrafimy na swój własny sposób odróżnić dobro od zła. Czyli te wszystkie
problemy są dla nas dobre? Tak. Na swój dziwaczny sposób tak. Gdyby nie one,
bylibyśmy nikim innym jak zapatrzonymi w siebie bufonami. Nie wybaczyłabym
sobie będąc taka. Wolę swoja wrażliwość i wredotę wrodzoną w kolor mych włosów.
Tak. Jestem ruda i nie wstydzę się tego. Nie wstydzę się niczego, co tkwi we
mnie. Uwielbiam mój kolor włosów i oczu. To już chyba wystarczy jak na ten
jeden raz. Po co pisać od razu na wstępie milion rzeczy na swój temat, a potem
pozwolić, aby swój pamiętnik umarł zanim ledwie się narodził? W dodatku mam
milion rzeczy na głowie. Ba. Zaraz zaczną mnie pewnie wołać, abym odbębniła
część swojej roboty. No cóż… Jak mus, to mus. Jeszcze do tego powrócę i dodam
pewnie coś o sobie. No i pewnie zacznę robić wpisy odnośnie tego, co będzie się
u mnie dziać obecnie, a na pewno będzie. W końcu nadal mi nie przeszło. Za
bardzo przyzwyczaiłam swój organizm do bycia żywym srebrem. No w sumie to też
może być powodem, dla którego źle sypiam. Bez tabletek rzadko kiedy się
obchodzi. Ale w sumie to nie na teraz. Odezwę się tutaj jeszcze, a na dziś już
koniec Pamiętniczku. Czas nagli.
Ich bin pierwsza xD
OdpowiedzUsuńFajnie tak pamiętnikowo, bo przeważnie się obrywa za to, jak komuś skradnie się pamiętnik i przewraca strony. Chyba dlatego tak wszystkich kuszą pamiętniki... *nie żeby ona tak robiła*
I... CHCĘ WIĘCEJ!
I wgl duże gratki za takie przedstawienie i ogólnie ^^
Cieszy mnie to, że Tobie się to podoba. Jutro zapewne nowy będzie :P Pod warunkiem, że napiszę dzisiaj kolejne dwa. Kopnij mnie w dupkę, aby napisać.
OdpowiedzUsuńŚwietne wprowadzenie. Nie mogę się doczekać kolejnych odcinków, dlatego lecę do czytania odcinka numer 2 i numer 3.
OdpowiedzUsuńŚwietna forma pisania. Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńWstęp smutny.
Lecę dalej :)
Właśnie przez twoje pisanie lubię czytać i czasem napisać w pierwszej osobie. Wiadomo, będzie się śledzić na bieżąco. Jak czas da, bo robota goni. Ale jak zawsze duży + i co dobre, nie musi się zmieniać.
OdpowiedzUsuńSkusiłam się jednak i zaczęłam czytać, chociaż moja lista czytanych blogów jest już baardzo długa. Na pewno piszesz dobrze, bardzo poprawnie. Ładne wprowadzenie, zobaczymy co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńps. Na razie musisz zaczekać na moją następna wizytę aż przelecę pozostałe blogi, które czytam więc proszę o cieprliwość. Zapraszam do dalszej lektury (Nie)Znajomej na www.nie-znajoma.blog.pl - są już kolejne części