No i czas na kolejny odcinek z serii przygód naszej młódki. I od razu przepraszam za to, że tyle czekaliście. Skleroza nie boli. W końcu jestem na wyjeździe i całkiem, całkiem się bawię. Idzie nie pomyśleć o tym, że blog wzywa. Aż mi głupio z tego powodu. Wszak to opowiadanie jest dla mnie strasznie ważne. To część mojej duszy. Poza tym zbliżamy się do 500 wyświetleń. Nie sądziłam, że tyle będzie w ogóle kiedykolwiek. Cieszy mnie to bardzo. Nawet nie wiecie jak. Oczywiście nagrodzę Was specjalną nagrodą niebawem. Nie bójcie się. Żadnego filmiku, obrazka, ani nic z tych rzeczy nie dostaniecie. Będzie to pisemna nagroda i mam nadzieję, że Wam się spodoba. Coś specjalnego będziecie. A teraz zapoznajcie się z odcinkiem 7. No i komentujcie jak Wam się to wszystko podoba. Wasz głos jest najważniejszy w tym wypadku, bo to akurat Wy jesteście w stanie napełnić mnie wolą pisania tego.
Dzisiejszy dzień również był fascynujący. Nie spodziewałam
się nawet, że będzie tak fantastycznie. W końcu to wczoraj było to
przesłuchanie, a dzisiaj szkoła. Nie mogło być pięknie, gdyż w szkole Amelia
nie da mi żyć. Nie myliłam się do tego całkowicie, bo owszem miałam problemy z
tą blondyną, ale wcale nie było tak źle jak myślałam. Wydarzyło się coś
genialnego. Zobaczyć coś takiego na swoje oczy to jak jakiś dar z nieba. Jestem
pod ogromnym wrażeniem i wielkim szacunkiem do pewnej młodej osóbki. Kogo?
Zaraz do tego przejdziemy. Najpierw czas zacząć od początku.
Wiadomo od rana była szkoła. Unikałam Amelii jak ognia.
Znowu. Jednak w pewnym momencie ona dała o sobie znać i sama mnie znalazła. I
to w łazience. No jak pech to pech.
- Ty zwykła szmato! – wrzasnęła na mnie.
Pamiętam to jak teraz. Dlaczego? Takie przezwiska i obrazy z
reguły się pamięta jakby wydarzyły się dopiero chwilę przed.
- Stul pysk pustostanie! – odpowiedziałam jej jakoś tak w
odwecie.
Nie ma co. Nie grzeszyłam w tej chwili weną, więc nazwałam ją
jakoś tak głupio dając do zrozumienia, aby się ode mnie odpatyczkowała, bo
miałam tego zamiar znosić. Tym bardziej nie tutaj. Tutaj nie będzie mną władać.
Nie jestem Lee, aby podkulić ogon i odpuścić. Ja zawsze walczę o swoje. Tym
bardziej, gdy dotyczy to jej.
- Ty próbujesz mnie obrazić? Zabawna jesteś. – roześmiała
się.
- Nie. Nie mam takiej potrzeby. Dla mnie to nie ma żadnego
znaczenia, bo obrażenie Ciebie nie poprawi mi nawet humor o jeden malutki
procent. W przeciwieństwie do Ciebie. Ja nie potrzebuję takich sztucznych wywoływaczy szczęścia. – odpowiedziałam jej
jakoś tak beznamiętnie.
Mogłam się tutaj pomylić, bo z pewnością część rzeczy, które
mówiłam, pominęłam, albo je w tej chwili upiększyłam nieco. Ważne, że Amelia
wkurzyła się tutaj jeszcze bardziej. Ba. Nawet próbowała mnie walnąć, co jej
jakoś nie wyszło, bo właśnie wtedy odsunęłam się jakoś w ostatniej chwili i
zamiast mnie trafić, uderzyła w umywalkę. Och… Ile było krzyku i krwi. Tak.
Rozwaliła sobie rękę.
- Nie trzeba było wyjeżdżać z próbą uderzenia. Nie byłoby
tego. – uśmiechnęłam się jakoś sama do siebie.
No ale jak zobaczyłam tą krew i w ogóle jej paniczne łzy,
zmiękłam. Chwilę potem biegłam już po kogoś do pomocy. Szybko znalazłam Pana od
matmy, który wezwał od razu zestaw dwóch pielęgniarzy w naszej szkole. A wiesz
co jest najlepsze? Jak wróciłam, to ta mała pizda od razu zaczęłam wmawiać, że
wszystko to moja wina i to niby przeze mnie rozwaliła sobie ręke. Jak dobrze,
że nie uwierzył w to nikt, bo było widać na umywalce, że musiała w to walnąć.
No nie dało się jej wmówić, że nie mogłam złapać jej ręki i uderzyć nią w owy
porcelanowy przedmiot, aby zrobić jej krzywdę. Tego jeszcze nie grali. Tym
bardziej, że Pan Adam od razu stwierdził, że żadnych śladów na nadgarstku czy
przedramieniu nie ma, więc musiała sobie zrobić to sama. Byłam jakaś taka
szczęśliwa w duchu, że akurat w tym wyszło na moje.
Potem długo nic się nie działo, bo zajmowali się nią. Miałam
wolne od niej. No ale niekoniecznie. Cat i Marie łaziły za mną i wrzeszczały,
że niby pobiłam Pannę Amelię Berckers. Masakra. Część ludzi zaczynało w to już
wierzyć. Co za idioci. Totalnie. Miałam ochotę dopiero teraz użyć swoich mocy,
aby im coś zrobić. Tak. Oj zdecydowanie tak.
Spotkałam się szybko z Mią. Chociaż z nią mogłam chodzić po
korytarzu i mieć jakieś wsparcie.
- Nie przejmuj się. Toż to zwykła hołota jest. Poza tym…
Chciałabym zobaczyć, jak to pięknie musiało wyglądać. W dodatku ta mina Amelii
i jej płacz… Czemu mnie tam nie było? Bym patrzyła i się śmiała. Jeszcze zaczęłabym
śpiewać jakąś piosenkę pasującą do tej sytuacji. To byłoby takie wspaniałe. –
mówiła ogarnięta zawodem, że takie coś musiało ją ominąć.
No tak. Mia to taka lekka psychopatka. Lubuje się strasznie
w kryminologii i tym podobnych sprawach. Normalnie strach zostawać z nią sam na
sam. Nie jest biedakiem, więc co rusz kupuje jakąś książkę. Multum książek. W
domu ma istną bibliotekę. Aż normalnie jej się boję czasami. Mam swe powody.
Jednak mimo wszystko jest świetną osobą do towarzystwa. Nie zamieniłabym jej na
nic innego. To straszne i wspaniałe zarazem.
- No domyślam się. Ty byś jeszcze dołożyła oliwy do ognia.
Pewnie skończyłaby wtedy w szpitalu jakimś. I to psychiatrycznym. – jakoś humor
mi się poprawił, dlatego udało mi się nawet lekko zachichotać.
- Oj tak. Z pewnością by tak było. Wiesz, że ja łatwo nie
odpuszczam. – zaczęła jakoś tak śmiać się po swojemu, aż tchu brakowało.
Przez jej śmiech wszyscy na korytarzu zwrócili na nas swoją
uwagę. Patrzyli jak na jakieś wariatki. Dziwne w sumie. W końcu taki śmiech nie
jest niczym aż tak nazbyt szczególnym.
Wyszłyśmy ze szkoły idąc w nasze ulubione miejsce, gdzie
zawsze spędzałyśmy czas z nadzieją, że Kłapouszek się odnajdzie tak nagle.
Nadzieja matką głupich, ale także nadzieja umiera jako ostatnia. Mia zaczęła
swoje nawoływanie krążąc przy śmietniku szkolnym. Jak zwykle bez skutku.
Kociaka nadal nie było. Było jej jakby smutno, ale i także mogłam dostrzec w
niej swego rodzaju złość. Nie było to zaskakujące w jej przypadku. Ona często
wiązała ze sobą te dwie emocje. Tak jakby one bez siebie nie potrafiły jakoś
przetrwać.
Wtedy ktoś jeszcze do nas dołączył. Kto? Amelia Berckers.
Tak. Ta dziewucha przyszła tutaj za nami. Od razu zaczęła mnie obrażać, na co
zareagowałam olewczo. Naprawdę. Nie ma w tym nic dziwnego. W końcu często
starałam się ją ignorować. To najbardziej jakoś wszystkich denerwuje. Taki
istny spokój. Jednak znowu zaczynałam poniekąd żałować tego, że nie zwracam na
nią uwagi, bo Amelia znowu chciała jakoś mi udowodnić, że jest.
Mia stanęła przy śmietniku i patrzyła na nią z pożałowaniem.
Nie żałowała oczywiście tego, że ona sobie zrobiła coś w rękę. Było jej żal
blondyneczki tego, że była taka głupia, aby nie rozumieć normalnych,
oczywistych rzeczy i że próbowała mimo wszystko zwracać na siebie uwagę. Było
to strasznie płytkie zachowanie z jej strony.
Moja przyjaciółka zaczęła chichotać. Oj zły znak. Gdy Mia
tak robi, nie dzieje się potem dobrze. Miałam nawet teraz wielką rację. Panna
Berckers bardzo się wkurzyła i zaczęła wchodzić na nią. Wyzywała ją, próbowała
zdenerwować, sprawić, że ta poczuje się jakby jej ubliżała czy coś w tym stylu.
Nie pamiętam dokładnie tych słów, więc teraz nie będę udawać, że cokolwiek
pamiętam. Po prostu to były tylko próby. Nieudane. Oczywiście do pewnego
momentu, bo nagle zaczęła obrażać naszego ślicznego Kłapouszka. Mówiła takie
przykre rzeczy. Nawet zaczęła mówić, że widziała jak starszaki rozerwały go na
strzępy dla zabawy i że jesteśmy głupie wierząc, że on jeszcze gdzieś będzie
się tutaj kręcić, bo już dawno trafił do śmietnika martwy. Z tym przegięła.
Wyobraziłam sobie to nawet. Łzy napłynęły mi do oczu. Zupełnie jak teraz, gdy
to wszystko opisuję. Aż potrzebuję chwili teraz, aby się uspokoić.
Ok. Już jest lepiej. Mogę pisać dalej. Mia również poczuła
chyba jakieś ukłucie w sercu. Jednak… U niej to oznaczało także wielką złość.
Wiedziałam, że ona jej tego nie daruje. Bez względu na to czy to prawda czy
kłamstwo. Widziałam to jej spojrzenie skierowane w stosunku do nieogarniętej
dziewuchy. Ten wzrok zabijał. Aż się sama odsunęłam o parę kroków w tył, bo
wiedziałam, ze zaraz pojawi się jakieś działanie.
Mia podeszła do Amelii i spojrzała jej prosto w twarz.
- Odszczekaj to idiotko! – syknęła wręcz.
Berckersówna tylko i wyłącznie roześmiała się głośno.
- Nie zamierzam. Prawda boli? Tak mi przykro. – zrobiła
idiotyczną minkę sprawiając, że jej sarkazm był w tej chwili wręcz żałosny.
Mia nie potrzebowała nic więcej. Widziałam najpierw jak jej
dłoń się podnosi do góry, aby za chwilę zacisnąć się w pięść. Nie wiedziałam
wręcz co się dzieje. Usłyszałam tylko trzask. Moja przyjaciółka przywaliła w
nos z pięści mojemu wrogowi. Żałuję, że nie miałam wtedy przy sobie żadnego
aparatu. Takie zdjęcie aż chciałabym mieć w jakiejś ramce.
Amelii pociekła krew z nosa, a my nadal nie udzieliłyśmy jej
żadnej pomocy. Zwiałyśmy. Mia nawet się przy tym śmiała jakby była jakaś
opętana. Szeptała też coś do siebie w międzyczasie. Nie miałam zielonego
pojęcia cóż to było. Nie słyszałam wszak kompletnie nic oprócz jakichś
niezrozumiałych szeptów. Bałam się jej w tej chwili. Każdy by się bał. Tak
pięknie nos połamać, tylko Mia potrafi.
Wróciłyśmy do szkoły, a oprawczyni szybko umyła swoją dłoń,
aby nie było śladu. Dziwiłam się, że jej dłoń na tym wcale nie ucierpiała. Co
najwyżej drobny siniak czy coś może będzie.
W Domu Dziecka myślałam, że pani Berckers mnie rozerwie na
strzępy. Dowiedziała się o wszystkim, a ja musiałam udawać, że nic takiego nie
miało miejsca. Nie potrafiła mi tego udowodnić. Nie mogła nawet. Byłam w tym
czysta. Powiedzmy, bo w końcu i Ty teraz wiesz jak to wszystko było. W
pierwszym przypadku to zrobiła sobie sama krzywdę, a w drugim Mia. Ja nic nie
uczyniłam. Byłam powiedzmy spokojna.
A teraz już koniec tego na dzisiaj. Czas spać. Jutro w końcu
kolejny dzień do opisania zapewne. Wiesz, że lubię dużo pisać. Tym bardziej,
gdy tyle się dzieje.
(Spam)
OdpowiedzUsuńWitaj w roku 4596! W tych czasach wśród ludzi żyją smoki... Pozostań na chwilę, zaadoptuj swojego własnego smoka, poznawaj inspirujących ludzi i przeżywaj przygody!
http://somnium-utopia.blogspot.com/