środa, 27 sierpnia 2014

Odcinek 8: Rozmyślenia o niebieskich migdałach oraz lekcja śpiewu

I kolejny odcinek dla Was. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Jednak zanim przejdziecie do czytania, mam do Was pewną sprawę. Widzę, że wiele osób wchodzi na tego bloga, ale nie pozostawia po sobie żadnego śladu. Nie wiem z czego to wynika i nieco mnie to niepokoi, bo nie wiem, co robić dalej. Dlatego mam prośbę do Was. Napiszcie jakiś komentarz pod tym postem. Bez względu na to czy to będzie pozytyw czy negatyw. Przyjmę wszystko, bo będę wiedzieć, że jednak tutaj istniejecie i macie jakieś zdanie na temat mojej pisaniny. Bo teraz no cóż... Mam wrażenie, że nikogo tutaj nie ma i wchodzą tutaj osoby tylko przez jakąś pomyłkę i za chwilę zaraz znikają, a blog pozostaje opustoszały. To nieco przykre dla autora jest. Jeżeli Wam się coś nie podoba albo robię jakieś błędy, napiszcie bez żadnego owijania w bawełnę. To dla mnie naprawdę znaczy. To fakt, że wolałabym otrzymać zachwalający komentarz, ale odpowiednia konstruktywna krytyka również może sprawić, że się rozwinę. Jednak milczenie jest jak stanie w miejscu. Będę przynajmniej wiedzieć, czy prowadzenie tego bloga ma w ogóle sens i czy czasem jednak nie warto zachować tego wszystkiego dla siebie, bo ludziom się nie podoba, czy coś w tym stylu. Także no więc... Nie będę już przedłużać. Czas na odcinek 8. Tak bardzo trudny dla mnie do opisania. Męczyłam się nad nim kilka dni. Dlaczego? A czort to wie. Coś Nadia mnie nie lubi i nawet mi ułatwić tego odcinka nie chciała. Niedobrota jedna. Następnym razem chyba poproszę ją o wypowiedzi do odcinków! Lepiej będzie ją odwzorować. 


I jakoś do tej pory nie odezwałam się do Shona. Nie miałam jak. Poza tym nie mogłabym ot tak do niego zadzwonić albo wysłać smsa, gdyby istniała taka możliwość. Dlaczego? Jeszcze by sobie coś głupiego pomyślał, a tego bardzo bym nie chciała. Nie może być w moim świecie. Tacy jak on do mnie nie pasują. On jest z innych sfer. Tych lepszych. A ja kim jestem? Zwykłą sierotą i niczym więcej. Wiem… Pozbawiłam siebie tymi słowami jakiejkolwiek wartości. Czasem się zdarza niestety, a może właśnie stety?
Trochę mi zaczęło na tym chłopaku zależeć, ale tylko tak trochę. Nic szczególnego. Chyba. Jest tym pierwszym, na którego zwróciłam swą uwagę. Tylko dlatego stał się dla mnie kimś istotniejszym niż po prostu znajomym lub kimś kompletnie obcym widzianym raz przelotnie przez chwilę. Tak sądzę przynajmniej.
Miałam kilka możliwości zadzwonienia do niego, bo wystarczyłoby, abym poprosiła o telefon Nadię lub Mia’ę. Nie stanowiłoby to żadnego problemu. Wiem to. Jednak… Jednak musiałabym wyjaśnić im wtedy, dlaczego nagle chciałabym gdziekolwiek zadzwonić, bo takie prośby nie są totalnie w moim stylu. Są tutaj strasznie podejrzane. No cóż… Ja nie mam potrzeby dzwonienia , a nawet takie uzależnienie od telefonowania jest dla mnie czymś bardzo zabawnym oraz głupim. Kiedyś tego nie było, a trawa była tak samo zielona i żywa. Myślałam mimo wszystko o tym całym blondynie dość często. Lee śmiała się ze mnie, że zakochałam się od pierwszego wrażenia właśnie w nim, chociaż nigdy nie wierzyłam w takie bzdety, a nawet je wyśmiewałam na swój dziwny sposób znajdując wiele argumentów przeciw tej teorii o wielkiej miłości po pierwszym spotkaniu. No cóż… Może znowu los postanowił ze mnie zakpić? Całkiem możliwe. Nie zdziwiłoby mnie to wcale. Tak już przecież bywało w moim nędznym żywocie.
Nadszedł wreszcie również czas na przygotowywanie się do tego konkursu. W końcu do takich rzeczy ludzie przygotowują się miesiącami, a niektórzy latami. Ja nie mam tyle czasu, bo konkurs odbywa się za jakiś tydzień. Ugh… Mało czasu. Może być ciężko. Ale przecież ja się do tego nie pchałam. Sami mnie do tego zmusili. No więc skąd ten stres? Skąd to moje przejęcie? Dziwna sprawa.
Moją pomocą przy śpiewie okazała się idealnie Nadia. Sama dużo śpiewała, choć uważała, że nie potrafi, co było straszliwym kłamstwem. Ma w sobie to coś, ale jest bardziej nieśmiała ode mnie. Nawet przede mną nie chce się chwalić tym, co potrafi. Ma zakorzenione w sobie zbyt duże poczucie wstydu, aby cokolwiek kiedykolwiek komukolwiek zaprezentować. Nawet pewnie jakiś wiersz przeczytany przed małą publicznością byłby dla niej nie lada wyzwaniem. Niestety. Jak dobrze, że ze mną, aż tak źle nie jest.
Nadia słuchała tego, co śpiewałam po kilkaset razy. Że też jej się chciało? Nawet ja już miałam tego dosyć. Piosenka po prostu zaczynała mi brzydnąć. Bo przecież ile można w kółko to samo śpiewać? No i słuchać? Nie wiem w sumie, co gorsze. Po tylu razach każdy by tak miał.
Tego dnia była już kolejna próba. Nadia słuchała mnie cały czas w jakimś skupieniu od czasu do czasu wtrącając swoje trzy grosze w moją piosenkę.
- A spróbuj to zaśpiewać ciut głośniej. Będzie dobitniej i słuchacz przy tym nie będzie mieć szansy usnąć. Ale tak szczerze… Nadal nie chcesz zmienić swojego repertuaru? Dla mnie to takie trochę zbyt refleksyjne i nudne. Nie zmieniło się to od pierwszego usłyszenia. – rozgadała się ciemnowłosa przyjaciółka.
To fakt. Nadii bardzo nie podobał się utwór, który wybrałam już jakiś czas temu. Była do tej piosenki jakaś taka uprzedzona już na samym wstępie. Że niby za smutna, za refleksyjna i że na pewno nie przypadnie do gustu przez te smuty. Jednak ta piosenka podobała mi się najbardziej. Znaczyła dla mnie wiele. Pasowała do mnie. To było o mnie. Utożsamiałam się z tym. To utwór o życiu. Ja nie chcę śpiewać nic wesołego tylko pod publikę. Wolę prawdę, sens, który chcę przekazać innym. Część mojej duszy.
- Dobrze. Spróbuję głośniej ten moment. I nie. Nie zmienię swojej decyzji. To jest mój wybór i nie nalegaj, bo się to nie zmieni. – odpowiedziałam jej coś w tym stylu.
Nie jestem z tych, którzy ulegają tak łatwo. Szczególnie, gdy miałam już pewne swoje wyobrażenie. Nie jestem wtedy w stanie zmienić swojego zdania. No chyba, że nagle mi by coś odwaliło i cała moja wizja uległaby zmianom o 180 stopni. Ale wtedy to byłaby moja własna i świadoma decyzja. Nie ulegam pod naporem innych. Ba! Nawet wtedy zaczynam robić im na złość. Taka wredna ja. Wszak rude to strasznie wredne jest, a ja cóż… kocham tą swoją naturalną rudość na głowie.
Nadia tylko westchnęła głośno zawiedziona moimi słowami. Lubiła, gdy rzeczy działy się po jej myśli. Zupełnie jak ja, bo ja również chcę mieć nad wszystkim kontrolę. Coś nagłego przysparza mi dużo stresu, a stres akurat mnie nie lubi, bo od razu oddziałuje na mój organizm jakimś bólem w klatce piersiowej. Nienawidzę tego u siebie. Od razu mam wrażenie, że jestem delikatna jak jakieś jajko. Coś przykrego dla mnie niestety.
Aż nie wiedziałam, co teraz mam zrobić. Śpiewać dalej czy może zamilknąć i zakończyć tą farsę? Takie chwile zdarzały się dość rzadko przy ciemnowłosej. W tej chwili było to dość dziwne, gdyż Nadia zawsze była rozgadana i miałyśmy przez to mnóstwo tematów do rozmowy, a teraz zapadła taka chwila ciszy.
- No dawaj Ann. Miałaś ćwiczyć, a nie stać i milczeć. – przerwała to po jakimś dłuższym czasie dziewczyna.
Zrobiłam w pierwszej chwili chyba nieco większe oczy jakby w jakimś zdziwieniu, jednak po krótkim czasie doszłam do siebie. Często tak robiłam, gdy coś mnie zaskakiwało, a właśnie w tej chwili Nadii się to udało. Nie spodziewałam się, że pomimo tego, że nie podzielałam jej zdania, nadal była skora mnie w tym wspierać i dalej pomagać w tych próbach. Często spotykałam się w takich chwilach z zawodem. Rozczarowaniem spokojnie mogłabym nazwać moje trzecie imię, którego do tej pory nie posiadałam. Nadia jest mą prawdziwą przyjaciółką i pomimo odmienności naszych zdań i charakterów nadal stoi tuż obok mnie. Zupełnie jak mój cień. Ucieszyłam się, że mogę nadal na niej polegać. Ponownie wróciłam do śpiewania wybranej przeze mnie piosenki, a rówieśniczka nadal podpowiadała mi, co by dobrze wyglądało i co by sprawiło, że zainteresowanie moim głosem i ogółem moją osobą by nie zmalało.
Jestem jej za to szczerze wdzięczna, bo gdyby nie ona, nie doszłabym do tych upiększeń. Miała naprawdę wiele dobrych pomysłów i od razu mój melancholijny wybór nabierał istnych rumieńców. Byłam szczęśliwa. W sumie to nadal jestem. No poza tym, że coraz większy stres związany z tym konkursem mnie łapie oraz to, że cały czas myślę o pięknych oczach Shona. Jakoś nie potrafię wymazać go ze swojej pamięci. On już chyba zostanie tam na długo. Piszę o nim teraz już chyba drugi raz w tym wpisie. Może jednak coś tak głupiego jak zauroczenie istnieje w moim przypadku? 

2 komentarze:

  1. Widzę, że Ann jest zakochana po uszy :) Szkoda, że nie chce się do tego przyznać :) Opowiadanie jest super, mam nadzieję, że Ann wygra ten konkurs bo wiem, że pięknie śpiewa. Czekam na ciąg dalszy. Nadia trochę przypomina mi mnie, ale to inna sprawa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Nie ma u Ciebie linków, apropo Twojej ostatniej wiadomości, dodałabym Cię do ulubionych (wzajemna współpraca. Odezwij się do mnie w komentarzu w spamowniku.


    crossover-arrow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń